W Korei wielkimi krokami zbliża się Święto Dziękczynienia (Chuseok), co oznacza między innymi, że po jednym z kolejnych sutych posiłków teściowa i PWY z nieposkromioną satysfakcją orżną mnie w karty. Oprócz dumy stracę z tego tytułu cenne
zaskórniaki. Taka już moja coroczna dziękczynna dola.
Hwatu |
Wszystko zaczyna się od wydobycia z dna szafy zielonego, flanelowego koca, na którym rozegra się karciana jatka. PWY wygładza
rozłożony na stole pled, tasuje
malutkie, grube karty, każe mi przełożyć, rozdaje. Jak zwykle wygrywam
pierwsze rozdanie; to, które ma jedynie na celu przypomnienie mi zasad gry.
Poprawiamy się na stołkach, PWY zaciera ręce i szelmowsko się do mnie uśmiecha. Teściowa do sprawy podchodzi ze stoickim
spokojem – siedzi ze złożonymi na stole dłońmi, poziewując w poobiedniej atmosferze cielesnego rozleniwienia.
Karty rozdane, jedziemy z tym koksem. PWY z trzaskiem rzuca karta po karcie na stół coraz bardziej marszcząc czoło w skupieniu. W oku teściowej dostrzegam iskrzenie diabelskich ogników, jej prawy kącik ust uniesiony w skrywanym półuśmiechu. Coś knuje, albo tylko udaje, że knuje próbując w ten sposób zastraszyć przeciwników. Stara wyga. Ja, jak na corocznego nowicjusza przystało, próbuję jedynie za obojgiem nadążyć ciągle plącząc się w kojarzeniu zagmatwanych obrazków. Na koniec wykładam się z drobniaków, a na pocieszenie pochłaniam smakowitą gruszkę.
Karty rozdane, jedziemy z tym koksem. PWY z trzaskiem rzuca karta po karcie na stół coraz bardziej marszcząc czoło w skupieniu. W oku teściowej dostrzegam iskrzenie diabelskich ogników, jej prawy kącik ust uniesiony w skrywanym półuśmiechu. Coś knuje, albo tylko udaje, że knuje próbując w ten sposób zastraszyć przeciwników. Stara wyga. Ja, jak na corocznego nowicjusza przystało, próbuję jedynie za obojgiem nadążyć ciągle plącząc się w kojarzeniu zagmatwanych obrazków. Na koniec wykładam się z drobniaków, a na pocieszenie pochłaniam smakowitą gruszkę.
Hwatu (Wojna Kwiatów), często
też nazywana „Go-Stop” lub „Godori”, to
bardzo popularna gra karciana mimo że do Korei zawitała podczas okupacji japońskiej
w latach 1905-1945 (w Japonii gra ta nazywa się Hanafuda). Już tradycyjnie rozrywka ta jest obowiązkowym punktem
rodzinnych spotkań podczas obchodów Księżycowego Nowego Roku (Seollal) oraz Święta Dziękczynienia (Chuseok). Wielu starszych ludzi
namiętnie grywa w hwatu w parkach lub
u podnóża gór; znane są też przypadki nielegalnych gier o wielkie pieniądze.
Talia hwatu składa się z 48 kart podzielonych na 12
zestawów po 4 karty oraz (zazwyczaj) 4 karty specjalne. Naukę gry należy
rozpocząć od zapamiętania, jak każdy z tych zestawów wygląda:
W hwatu
najczęściej grają trzy osoby. Osoba znajdująca się po prawej stronie
rozdającego przekłada karty na dwie części (rozdaje się wtedy karty z dolnej
kupki) lub pozostawia je bez zmian klepiąc górę talii (karty rozdawane są wtedy
z całej puli). Rozdający odlicza sobie cztery karty, a następnie w kerunku
przeciwnym do wskazówek zegara obdarowuje nimi pozostałych graczy (znowu cztery
karty na osobę). Kolejne trzy karty wyłożone zostają na środek obrazkami ku
górze. Kontynuując, każdemu z graczy rozdane zostają dodatkowe trzy karty (każdy
ma razem siedem kart) oraz dodatkowe trzy karty wykładane są na stół (razem sześć
kart). Pozostałe karty pozostają w kupce.
Podstawową zasadą gry jest dobieranie kart z tego samego
zestawu i odkładanie ich na bok celem kolekcji punktów. Rozdane karty kojarzy
się z tymi, które leżą na stole według zestawów z powyższej tabelki. Gdy nie
posiada się żadnej pasującej karty należy wziąć pierwszą z kupki na stole. Gdy
nowej karty w dalszym ciągu nie możemy zestawić w parę, zostawiamy ją na stole
dla kolejnych graczy. Każde skojarzone ze sobą karty odkładamy na bok – to
nasze potencjalne punkty.
Odłożone na bok karty należy układać w „grupy”, dzięki
którym obliczymy wynik każdego z graczy:
Punkty:
- 5 kart = 15 punktów
- 4 karty = 4 punkty
- 3 karty = 3 punkty, jeżeli w komplecie nie ma karty kwang poniżej.
- 3 karty = 2 punkty, jeżeli w komplecie znajduje się karta kwang poniżej.
2. Yul („Zwierzęta”): kolekcjonowane według rysunków zwierząt.
Punkty:
- 5 kart = 1 punkt; każda dodatkowa karta powyżej pięciu to 1 dodatkowy punkt (np. 6 kart yul = 2 punkty, 7 kart yul = 3 punkty itd.)
- 7 kart i więcej = podwojenie wszystkich punktów zebranych w grupie kart yul, ale także tych zgromadzonych we wszystkich innych grupach
- W przypadku zebrania kompletu kart poniżej (ptaki) otrzymuje się 5 punktów (tzw. godori)
Uwaga: Poniższe karty nie uważa
się za karty z ptakami:
Punkty:
- 5 kart = 1 punkt; każda dodatkowa karta powyżej pięciu to 1 dodatkowy punkt (np. 6 kart tti = 2 punkty, 7 kart tti = 3 punkty itd.)
- 3 karty z tej samej „rodziny” = 3 punkty (karta z czwartej „rodziny” liczy się jedynie jako karta tti)
4. Pi („Śmiecie”): pozostałe karty, które posiadają jedynie obrazek rośliny bez dodatkowych elementów.
Punkty:
- 10 kart = 1 punkt; każda dodatkowa karta powyżej dziesięciu to 1 dodatkowy punkt (np. 11 kart pi = 2 punkty, 12 kart pi = 3 punkty itd.)
- Karty pi poniżej dodają do całkowitej sumy po 2 punkty każda.
Celem gry jest zdobycie jak największej ilości punktów (przed grą określa się monetarną równowartość takowych). W momencie, gdy jeden z graczy ma co najmniej 3 punkty musi zadeklarować się, czy gra dalej („Go”), czy kończy grę („Stop”). W przypadku zakończenia gry do jego 3 punktów dolicza się punkty zdobyte do tej pory przez pozostałych graczy. Jeżeli gracz wyraża chęć dalszej gry jego prawo do „Go”/”Stop” odnawia się jedynie w momencie zwiększenia się ilości jego punktów. W momencie wyrzucenia ostatniej karty można zawołać jedynie „Stop”. W sytuacji, gdzie nikt nie może zawołać „Stop” (bo na przykład nie ma minimalnej ilości punktów), ten sam rozdający ponownie tasuje karty, a w następnej rundzie punkty są podwajane (nagari). Jeżeli jeden z graczy w swoim rozdaniu posiada wszystkie cztery karty dowolnego z dwunastu zestawów opisanych w tabelce powyżej, od ręki otrzymuje 5 punktów (bez doliczania punktów uzbieranych przez pozostałych graczy) i runda kończy się (chong tong).
I tyle jeżeli chodzi o absolutne podstawy. Do tego dochodzi cała litania punktów ekstra, kart bonusowych, kar, ustaleń indywidualnych; zasad, w których rozeznać się mogą tylko stali gracze. Pewnie dlatego z reguły przegrywam z kretesem, wzbudzając w tym niezrozumiałą wesołość mojej koreańskiej rodziny. Ale nic to – na koniec zjadam moją ogromną gruszkę, którą na utopienie smutków obiera mi teściowa, a wygrana PWY i tak wraca do mojego portfela.
No i ile jest przy tym zabawy!
No i ile jest przy tym zabawy!
Dziękuję za wyjasniene, moja teściowa namiętnie w to grywa, ja się tylko przyglądam...
OdpowiedzUsuńAle teraz się nauczę i spróbuję!
Pozdrowienia z Daegu, Monika
Super! Proszę dać znać, jak będzie szło ;). Może założymy jakieś polskie kółko Hwatu. :]
UsuńCiekawa gra, nie miałem pojęcia że w Korei jest święto dziękczynienia
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za wyjaśnienie. Jako namiętna pochłaniaczka koreańskich dram nie mogłam się nadziwić cóż tak fascynuje babcie i dziadków oraz obrotne wnuczki (nie przypominam sobie przedstawiciela młodego pokolenia płci męskiej, który radziłby sobie tak dobrze jak rówieśniczki). Zastanawia mnie jedna rzecz, mianowicie prztyczki, które rozdawane są za karę. Osoba ukarana zazwyczaj krzywi się i jęczy, jakby dostała w głowę co najmniej sztachetą. To naprawdę tak boli, czy nie wypada nie okazać wielkiego cierpienia?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za bardzo ciekawe wpisy "z życia wzięte". Bardzo wzbogacają doświadczenie oglądania filmów i seriali z tego odległego kraju :)
Takie prztyczki naprawdę mogą boleć, jak ktoś właściwie użyje dobrej techniki. W większości wypadków jednak osoby (szczególnie dziewczyny), które taki prztyczek otrzymują, okazują swoje oburzenie nad wymiar. To taki koreański zwyczaj, przejaw "zażyłości". Na pewno nie chodzi o to, czy coś wypada lub nie.
UsuńAle czy roślinka pażdziernika nie jest raczej klon, nie kasztan? Bardziej pasuje do Japoniii i wizerunku na obrazku
OdpowiedzUsuńŚwietne oko i dobra uwaga. Dziękuję i poprawiam!
Usuńwygląda na skomplikowane. ;) Fajnie jak sobie można z rodziną pograć. :)
OdpowiedzUsuńKto nie ma szczęścia w kartach ten ma w miłości I Twój przypadek,( a także teściowej ) potwierdza to przysłowie. Życzę jeszcze wielu wielu przegranych gier.
OdpowiedzUsuńTak trzymaj.
Jestem osobą odporną na uroki gier karcianych. Nie lubię grać (preferuję scrabble). Ale z dziką frajdą się przyglądam, jak robią to inni. Obserwuję blefy i konspiratorskie miny, uciechę z wygranej i zgrzytanie zębów, gdy ktoś da się ograć. Jest to dla mnie absolutnie fascynujące.
OdpowiedzUsuńA, no i oczywiście doceniam urodę kart, jeśli są ładne. W tym przypadku - bardzo.
Szalenie podobało mi się, jak opisałaś jak grasz z teściową i mężem. Przypomniało mi to, że czekam na kolejną książkę. Baaaardzo niecierpliwie. :D
Agnieszka
Tylko jest jeden problem z Go-Stop, który napotkałam. Każdy napotkany Koreańczyk, tłumaczył zasady gry w inny sposób. Uzasadniając,że w każdej prowincji ludzie grają według trochę odmiennych zasad. Podstawy dosyć łatwo załapać ale poziom wyżej już trochę trudniej. Uwielbiam Go-Stop i ten charakterystyczny dźwięk przy rzucaniu kart :)
OdpowiedzUsuń