Sobota, 22 maja 2004 (Z plecakiem przez Azję)
Medan (Sumatra) / Indonezja
Medan (Sumatra) / Indonezja
Rano dolecialam do Medanu. Znowu uderzyla mnie duchota, wilgoc i spaliny. Znowu dopadli mnie taksowkarze. Znowu pomaszerowalam kilkadzisiat metrow, zeby wziac jakas ryksze. Znowu negocjacje.
W kilku miejscach powiedziano mi, ze Bukit Lawang, gdzie chcialam zobaczyc ostatnie 700 zyjacych na swiecie orangutanow, juz praktycznie nie istnieje. Zostalo zniszczone przez powodz. Mozna wynajac ludzi na dwa dni trekkingu za odpowiednia cene i wcale nie wiadomo, czy da sie je jeszcze zobaczyc. Nie mam dwoch dni i nie mam odpwiedniej sumy pieniedzy. Decyduje sie na podroz do Parapat nastepnego dnia.
Wychodze na miasto. Odwiedzam sliczny meczet. I rowniez tutaj musze sie opatulic w sweter oraz chuste. Pot sie leje. Dopada mnie znowu muzulmanin proponujac oprowadzanie. Przypomina mi sie Jakarta... Ile? Oburzony stwierdza, ze nie moge tak myslec. Za darmo. Jestem zdecydowanie zszokowana. I zawstydzona. Ma na imie Iwan.
Meczet w Medanie |
Opowiada mi o Koranie. Kilka nowych ciekawych rzeczy. Wyjasnia mi, dlaczego muzulmanie nosza charakterystyczne t-shirty z piecioramiennymi gwiazdami. Otoz piec ramion oznacza poziomy religii w dochodzeniu do boga. Na najnizszym szczeblu znajduje sie animizm. Potem po kolei buddyzm, hinduizm, chrzescijanstwo no i na samej gorze perfekcyjna religia - islam. Zydzi maja gwiazde szescioramienna. Dla nich judaizm jest ponad islamem. ;) Przekornie pytam dlaczego muzulmanie maja dlugie paznokcie u lewej dloni. Slyszalam juz rozne odpowiedzi (m.in. gra na gitarze). Iwan stwierdzil, ze dla piekna. A jaka jest prawda? W kiblach nigdzie nie mozna znalezc papieru toaletowego... Dlatego tez podawanie lewej reki uznawane jest za ogromna obraze. ;)
Potem chce dalej zwiedzac miasto. Iwan mowi, ze nie ma nic do roboty i moze mi potowarzyszyc. Troche sie boje, bo cholera nie wiadomo... Rozne historie sie slyszy... No ale dobra. Chodz. Bedzie mi milo. I tak pokazuje mi to i owo, wyjasnia... Mowi, ze jak chce to moze mnie zabrac na wystawe tradycyjnych domow na Sumatrze (w Indonezji jest ponad 250 roznych grup etnicznych). Musze tylko zaplacic za transport publiczny. Wydaje mi sie to fair. Jedziemy... Zwiedzamy... Jest przeslicznie...
Pytam o Bukit Lawang. Mowi mi, ze mozna tam dojechac, ale wszystko jest zburzone. Nie o powodz chodzilo. Na szczycie gory bylo jezioro, wokol ktorego prowadzono wyrab lasu i skladowano drewno. Pewnego dnia w nocy tama puscila... Jezioro zalalo cala wioske a pale kosily dom za domem. W ciagu 20 minut zginelo ok. 300 osob. To stalo sie 6 miesiecy temu. Ciagle znajdowane sa czesci zwlok... Straszne... Mowi mi, ze jak chce to moze ze mna rano pojechac. Nic nie wezmie za oprowadzanie. Znowu musze zaplacic za transport. I znowu wydaje mi sie to fair. Tak wiec przekladam bilet na pojutrze.
W pewnym momencie okazuje sie, ze Iwan tez zajmuje sie turystyka... Ma swoj wlasny program po Sumatrze, ale nikt nie chce mu pomoc zrobic strone internetowa i skorygowac angielszczyzne. Proponuje mu swoja pomoc. Jest totalnie zaskoczony. Mowi mi, ze jestem dobrym czlowiekiem. Hmm...
Potem gadamy, ale czuje sie coraz bardziej nieswojo. Zaczynam sie bac, ze mnie gdzies wywiezie i takie tam... Ponadto zaczyna mnie traktowac troche zbyt przyjacielsko. To tu to tam. Daje mu do zrozumienia, ze nie o to biega, ale to nie ma znaczenia... W naszej kulturze facet od razu by zrozumial... Tutaj cholera jest tak ciezko... Oni mysla, ze maja prawo, kiedy tylko zechca... Trzeba byc bardzo ostroznym...
Chce mnie odprowadzic do pokoju... Mowie mu, ze dam sobie rade. Pcha sie wiec ja czekam udajac, ze musze cos jeszcze zrobic... W koncu wymykam sie do pokoju... Zamykajac drzwi na skobel czuje duza ulge... Zastanawiam sie, co mam robic... Jutrzejszy dzien mnie przeraza...
Nagle pukanie do drzwi... Otwieram i widze Iwana. Nogi robia mi sie miekkie. Mowi dobranoc i mocno sciska moje rece... Boze...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz