Sobota, 26 czerwca 2004 (Z plecakiem przez Azję)
Luang Prabang / Laos
Luang Prabang / Laos
Rano wyruszyliśmy do Nong Khiaw. Stamtąd Kevin odbijał na północ, a ja na południe do Luang Prabang. Płynęliśmy łódką milczący w oszołomieniu podziwiający piękno wokół nas. Jeden z chłopaków non stop zerkał w moją stronę. Kiedy spoglądałam na niego odwracał wzrok. Wydał mi się bardzo młody, zadziorny, pewny siebie. Miał czapkę z socjalistycznymi znaczkami w stylu Lenina lub Ho Chi Minh’a, podartą koszulkę i spodenki w stylu lat sześćdziesiątych z naszywką New Zealand. Blondyn z kręconymi włoskami, krzywymi zębami i błękitnymi oczami. Bardzo wysoki blondyn. Patrzył się na mnie tak, jakbym mu odjęła mowę. Nie wiem.
Tak spotkałam Peter’a.
Wieczorem, czekając na mecz Szwecja – Holandia, piliśmy Lao Standard Alcohol ;). I graliśmy w szachy. No chłopaki byli niepocieszeni a ja urosłam w swojej klatce piersiowej w ich oczach... Choć nie musiałam rzecz jasna ;)
Leo standard alkohol i szachy... |
Dużo rozmawiałam z Peter’em. Okazał się o wiele bardziej interesujący niż przypuszczałam. Namalował Erik’a. Zapytał, czy może kiedyś namalować mnie. A ma talent.
Potem był mecz. Nudny. Erik mało spazmów nie dostał. Karne były ekscytujące. Niestety przegraliśmy. Erik się rozpłakał. Zapodał wódkę Lao Lao. Ostatni raz widziałam go na zewnątrz hotelu, samego, z dwoma piwami. I łzami w oczach. Faceci.
Poszliśmy spać.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz