Środa, 19 maja 2004 (Z plecakiem przez Azję)
Borobudur i Prambanan (Jawa) / Indonezja
Borobudur i Prambanan (Jawa) / Indonezja
Pobudka czwarta rano. Tym razem ominie mnie muzulmanskie wycie ok. godziny piatej. ;)
Z grupa obcokrajowcow jedziemy zobaczyc Borobudur - najwieksza swiatynie buddyjska w Azji poludniowowschodniej oraz Prambanan - swiatynie hinduska.
Element świątyni Borobudur |
Budda w Borobudur patrzący na rozpoczynający się dzień |
Borobudur, porownywany do swiatyn w Angkor, bardzo przypomina jedna z nich. Dlatego tez nie robi na mnie takiego wrazenia, jakie chcialabym, zeby robilo. Jest piramidalna swiatynia, z wieloma posagami Buddy oraz kopulami na szczycie przypominajacymi dzwony. Poranek za to jest cudowny. W oddali unosi sie mgla ponad konarami drzew dzungli, chmury schodza powoli z gor. Wschod slonca. I znowu studenci zadni potrenowania swoich umiejetnosci jezykowych. Cierpliwie poswiecam swoj czas. Przynajmniej tyle moge zrobic.
Na szczycie Borobudur |
Jem sniadanie z Jose. Non stop gadamy. Nie rozumiem, dlaczego bawi go wiekszosc rzeczy, ktore mowie. Az tak zabawna to nie jestem. Milo razem spedzamy czas. Jose wysiada w Yogyakarcie. Dinner? Sure. Six thirty? Perfect. Ja jade dalej do Prambanan.
Prambanan podoba mi sie o wiele bardziej prawdopodobnie za sprawa Aris'a, mojego rowiesnika, ktory opowiada mi perfekcyjna francuszczyzna o kolejnych swiatyniach. Na poczatku podejrzewam go o motywy materialne, ale dochodze do wniosku, ze nie mam racji. Aris kazdego ranka czeka na turystow, zeby podszlifowac swoj angielski... Chce dostac sie na statek jako kelner. Chlopak jest inteligentny, wlada dwoma jezykami, jest skromny i nieprzecietnie mily. Gdyby tylko urodzil sie w troche innym kraju... A tak marzy o byciu kelnerem... Ja moglabym byc nim. Czemu nie jestem?
Świątynia Prambanan |
Aris |
Aris opowiada mi o hinduskich bogach. Wchodzimy do najwazniejszej swiatyni, gdzie znajduje sie posag Shiva'y - destruktora i rekonstruktora. Dwa ramiona wystajace z plecow boga symbolizuja moc destruktorska. Jest ona potrzebna, bo jedynie w ten sposob mozna na nowo cos zbudowac - co symbolizuja dwa ramiona z przodu tulowia. Aris zacheca mnie do osiodlania zwierzecia Shiva'y - byka. Dziwnie sie czuje. Odwiedzamy tez syna Shiva'y o glowie slonia - Ganesh'a. Uwazany jest on za boga wiedzy. Trzy razy dotykam jego traby ;) i mojej glowy. Moze pomoze. Potem ogladam posag Wishnu - boga protektora oraz Garude - jego zwierzecia, ktore wygladem przypomina orla. Na koniec pozostaje Brahma - bog kreator. Nastepnie siedze sobie godzinke a Arisem gawedzac o tym i o owym. Bardzo mily czas.
Potem jem kolacje z Jose. Dolacza do nas miejscowy Indonezyjczyk . Wpytujemy go o mnostwo spraw. Jose okazuje sie bardzo inteligentnym facetem. Bardzo milo rozumiemy sie. Szkoda, ze jutro jedzie w przeciwnym kierunku...
Indonezyjczyk opowiada o wyzszosci Koranu nad Biblia. Otoz wedlug muzulmanow Biblia jest czescia Koranu, jednym ze stopni dochodzenia do Boga. Dlatego tez nie ma nic zlego w chrzescijanstwie, czy innych religiach - wszystkie prowadza do boga. Mowi o roznicy miedzy muzulmanami a fundamentalistami. Roznicy, ktora bardzo czesto jest celowo zamazywana. Zgadzam sie z nim w zupelnosci. Opowiada o koniecznosci zakrywania czesci ciala kobiety, by nie wzbudzac zlych mysli u mezczyzny. A mnie przypominaja sie "Pamietniki Gejszy" i teoria, jak bardzo to, co ukryte porusza wyobraznie i zmysly. Indonezyjczyk ociera sie o polityke, narkotyki, ruchy separatystyczne m.in. w Aceh na polnocy Sumatry. Kilka miesiecy temu para Niemcow stracila tam zycie. No coz. Nie nastraja mnie to optymistycznie. Za kilka dni bede w poblizu... Aceh jest terenem bardzo zasobnym w bogactwa naturalne - m.in. w gaz i rope. Cale dochody jednak inwestowane sa na Jawie. Chodzi tez o sprzedaz narkotykow do Tajlandii (dochodzi do takich ekstremow jak zabijanie niemowlat i wypychanie ich dragami celem przemytu) i zaangazowanie CIA (sic!) w regionie.
Robi sie pozno. Przenosimy sie wiec we trojke na maty przechodnich restauracyjek. O pierwszej w nocy ludzie siedza sobie na chodnikach pijac piwko, herbatke lub inna ciecz, jedzac, rozmawiajac i smiejac sie. Jestem zmeczona ale czuje, jak napiecie powoli ze mnie splywa. Yogya (jak rubasznie nazywana jest Yogyakarta) jest o niebo przyjemniejszym miejscem niz jakiekolwiek inne odwiedzane przeze mnie miejsce na Jawie.
Czas wracac do domu. Indonezyjczyk slini sie coraz bardziej, cos sugeruje, psujac mi dobre samopoczucie. Przy pozegnalnym uscisku przesuwa dlugim pazurem po wnetrzu mojej dloni, usmiechajac sie znaczaco. Czuje bezsilnosc i ogromne wzburzenie. Tego rodzaju gest ma dla mnie ogromny wymiar intymny. Czuje sie zbrukana. Dlugo nie moge o tym przestac myslec. Czy mezczyzna kiedykolwiek moze doswiadczyc takiego uczucia?
Zegnam sie z Jose. See you... When? Never? Smiech. Wielka szkoda. Mily z niego gosc.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz