Ciąża i poród - zwyczaje



Na samym początku oboje z PWY mieliśmy wrażenie, że będzie chłopak. Żartowałam nawet, że wyskoczy ze mnie taka miniaturka Woo Younga, tyle że z gęstym włosem na głowie. Już to widziałam - ja i ciupeńka wersja PWY na spacerze. Potem Woo Young tajemniczo stwierdził, że dzidek skontaktował się z nim za pomocą smartfonu (nie chciał tego szczegółowiej wyjaśnić), żeby sprostować to nasze wierzenie. Bo jest przecież dziewczynką. Do tego doszły te wszystkie sny, kwestionariusze określające prawodpodobną płeć dziecka... i chyba oboje nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo podświadomie byliśmy przekonani, że za naszą sprawą na świecie pojawi się jeszcze jedna dziewczynka. A tu bach, na 70-80% jednak chłopak. Cały dzień nie mogliśmy dojść do siebie, zupełnie jak w dniu, kiedy na teście pojawiły się w końcu dwie kreski. Zaniemówiliśmy na jakiś czas, próbując na nowo ogarnąć świat.


A przecież śniły mi się węże. Teściowej też. Pełzały za mną w „bukietach” – wiele chwiejnych ciał w pionie, ze wspólną podstawą niczym głowa mitologicznej Meduzy. Mamie PWY ukazała się ogromna sztuka o mieniących się barwach, których nigdy w życiu nie widziała. Była pod ogromnym wrażeniem. Potem w jej śnie pojawił się wodospad z olbrzymim kamieniem osadzonym na jego szczycie. Według koreańskich przesądów miała być więc dziewczynka (jak się później dowiedziałam zdania są tutaj podzielone, ponieważ niektórzy sen o wężu interpretują jednoznacznie jako nadejście chłopca), choć mnie dodatkowo śniły się też dinozaury, niedźwiedzie i wielbłądy, na co koreańskie wierzenia nie mają już chyba wyjaśnienia – te Koreańczyk określiłby je jako „psie sny” (개꿈), czyli takie, które są bez znaczenia. W Korei tego rodzaju interpretacje nocnych wizji, zwane taemong (태몽), są dosyć powszechne i przez jednych traktowane z przymrużeniem oka, a przez innych ze śmiertelną powagą. 

Cała koreańska tradycja obejmująca okres ciąży, połogu oraz zachowania po porodzie jest niezwykle ciekawa i stosowana przez wiele osób, nawet jeżeli nie ma ona naukowego uzasadnienia. Poniżej fragment wywiadu z Beatą, jedną z bohaterek mojej ostatniej książki „Za rękę z Koreańczykiem”, która pisze na ten temat rozprawę doktorską:



A.S.: A czy promuje się jakieś szczególne zachowania w czasie ciąży?

Beata: W Korei dużą uwagę poświęca się edukacji prenatalnej. Brzmi górnolotnie, ale generalnie chodzi o to, aby kobieta unikała stresujących, lub negatywnych sytuacji podczas ciąży, bo mogą mieć zły wpływ na dziecko. To przekonanie jest bardzo silne. Słynna książka z początków XIX wieku mówi, że 10 miesięcy w łonie matki ma większe znaczenie dla dziecka niż 10 lat nauki. Dużą uwagę przywiązuje sie również do snów poprzedzających narodziny dziecka. Sen proroczy może mieć nie tylko matka, ale również dziadkowie, krewni, czy przyjaciele. Zapowiadać ma on narodziny, a także płeć potomka oraz przepowiadać jego przyszłość. 



Książka, o której mówi Beata to „Taegyosingi” („태교신기”), a taegyo (태교), czyli zespół praktyk i wierzeń związanych z rozwojem prenatalnym dziecka, jest praktykowany przez ciężarne Koreanki do dzisiaj. Według wskazań taegyo zachowanie kobiety podczas ciąży ma niebagatelny wpływ na psychikę, charakter i możliwości rozwojowe potomka. Kobieta powinna więc zwracać uwagę na to, co robi, co ogląda, co mówi i czego słucha tak, żeby ustrzec się przez wypełnionymi złem lub pesymizmem myślami. W obecności ciężarnych unika się dla przykładu tematów związanych ze śmiercią. W mojej firmie, mimo że często wszyscy pracownicy udają się na pogrzeb członka rodziny bliskiego współpracownika, kobieta w ciąży nigdy w tego rodzaju uroczystościach nie uczestniczy. Przyszłym matkom zaleca się tymczasem rozmowę z płodem, czytanie mu bajek, puszczanie muzyki (dźwięki natury), granie na instrumentach, a także uprawianie jogi. W obecnych czasach koreańscy rodzice cenią sobie Mozarta oraz nagrania w języku angielskim, co by pociecha mogła się w przyszłości poszczycić analitycznym umysłem oraz ponadprzeciętnymi zdolnościami językowymi. 

Oczywiście, mimo że przestrzeganie reguł taegyo to przede wszystkim odpowiedzialność kobiety, dużą rolę do spełnienia ma również ojciec dziecka, ponieważ to on właśnie wywiera największy wpły na stan emocjonalny swojej żony. Mężczyźnie zaleca się więc zarzucenie palenia papierosów, nienadużywanie alkoholu oraz utrzymywanie szczęśliwego i zaangażowanego stanu umysłu. Jeden z moich kolegów był na tyle „zaangażowany”, że jeszcze przed rozwiązaniem cały dom obstawił regałami z książkami tak, żeby jego córka wychowywała się w odpowiedniej aurze. Dodam, że ani on, ani jego żona, molami książkowymi raczej nie są. Inny kolega, za jedyne trzy tysiące złotych (a jako jedyny pracuje na rodzinę i to na „chwiejnym” samozatrudnieniu), zakupił kilkanaście tomów obrazkowej encyklopedii...

Poniekąd naturalnym fundamentem taegyo jest traktowanie płodu jako pełnowartościowego człowieka już od jego poczęcia. Między innymi dlatego właśnie Koreańczycy dodają 10 miesięcy ciąży (a w zaokrąglegniu właściwie 1 rok) do swojego wieku (według kalendarza księżycowego, w którym każdy miesiąc ma po 28 dni, ciąża trwa 10 miesięcy, co odpowiada standardowym 40 tygodniom). Powszechne jest też nadawanie tymczasowego, nierzadko śmiesznego imienia dla dziecka, które ciągle rozwija się w łonie matki. Nasz brzdąc to Ding Dong (딩동), w skrócie „DD”, bo zapukał do nas w chyba najbardziej przełomowym momencie, kiedy to już mieliśmy podejmować radykalne decyzje co do naszej zawodowej, a co za tym idzie osobistej przyszłości.

Szczegółowiej o bolączkach związanych z posiadaniem dziecka w Korei pisałam już we artykule „Narodziny dziecka w Korei”, ale jak to w Korei obok wyprutego z emocji, do bólu praktycznego podejścia do tematu, zupełnie niezależnie istnieje również szereg zwyczajów, które pokazują tę drugą stronę medalu. Koreańczycy jeżeli już decydują się na dziecko (często niestety pod naciskiem presji społecznej), to dają z siebie wszystko, nawet jeżeli niektóre zachowania nie grzeszą zbytnią logiką. I nie chodzi tutaj tylko o obsesyjne stosowanie zasad taegyo, ale również o typowe reguły, które rządzą życiem kobiety tuż po porodzie. Poniżej kolejny wycinek z mojej rozmowy z Beatą:



A.S.: W jaki sposób Koreanki dochodzą do siebie po porodzie?

Beata: Za dnia kobiety spędzają czas na ćwiczeniach mających sprawić, by kości miednicy wróciły na swoje miejsce, poddają się masażom oraz oczywiście codziennie jedzą zupę miyeokguk, czyli zupę z glonów, w Polsce znaną pod japońską nazwą „wakame”. Miyeok oczyszcza krew i pomaga kurczyć się macicy. W nocy, jeżeli chcą się dobrze wyspać, oddają niemowlę pod opiekę obsługi.

A.S.: W Korei istnieją jakieś specyficzne zwyczaje związane z narodzinami dziecka?

Beata: Najwięcej zwyczajów dotyczy samego czasu połogu. Wierzy się, że kobieta powinna porządnie po porodzie odpocząć, żeby uniknąć różnych dolegliwości na starość. Przede wszystkim chodzi tutaj o stałe utrzymywnie organizmu w podwyższonej temperaturze. Kobietom zaleca się, żeby zawsze ciepło ubierały się: bluzki z długimi rękawami, spodnie z długimi nogawkami, skarpety – to wszytko nawet latem. Kobiety unikają wtedy też zimnych napojów, lodów i przeciągów. Co ciekawe wiele kobiet odczekuje też kilka dni po porodzie, żeby po raz pierwszy umyć włosy. 

A.S.: Dlaczego?

Beata: By się nie przeziębić. Chodzi o to, żeby minimalizować możliwość zachorowania, bo wiadomo, że mokre włosy w połączeniu z przeciągiem mogą skończyć się przeziębieniem. Są też dziewczyny, które nie myją się od razu po porodzie, dopiero następnego dnia, czy nawet kilka dni później; a z myciem włosów zwlekają nawet dłużej. W 2009 roku prowadziłam badania w izbach poporodowych i wszystkie kobiety potwierdziły, że czekały z myciem włosów jakiś czas po porodzie. Większość wzięła szybki prysznic, ale już bez mycia włosów.


Przykład joriwonu (조리원), czyli izby poporodowej, w której Koreanki spędzają co najmniej jeden tydzień.


Izby poporodowe joriwon (조리원), czyli hotele z wykształconą medycznie obsługą, to obecnie w Korei raczej standard. Kobiety spędzają w nich od jednego do kilku tygodni, dochodząc do siebie po ciąży i porodzie, ale też ucząc się opieki nad niemowlęciem. Poziom takich instytucji jest bardzo różny – od ośrodków, które oferują podstawowe usługi do ekskluzywnych hoteli, w których kobiety korzystają ze specjalnych masaży, ćwiczeń, czy upiększających zabiegów. Ostatnimi czasy oferta izb poporodowych przewiduje także specjalne kursy dla ojców. Mój kolega od książkowych regałów udawał się po pracy do centrum, tam uczył się opieki nad córką, spędzał noc w osobnym pokoju, żeby móc się spokojnie wyspać, a następnego dnia rano wracał do pracy. Co ciekawe wiele z joriwonów zakazuje wstępu pozostałym członkom rodziny – w podtekście ma to być dla młodych matek okres wytchnienia od własnych teściowych. To wszystko sprawia, że kobiety chcą w takich ośrodkach zostać tak długo, jak to tylko finansowo możliwe.


Geumjul (금줄), czyli sznurek wywieszany na drzwiach domostwa po przyjściu dziecka na świat. Papryczki mają oznaczać chłopca, a igły sosny dziewczynkę.


Tak samo jak okres ciąży, tak i nowoczesne „zwyczaje” poporodowe przeplatają się z tradycyjnym podejściem do narodzin dziecka, co dowodzi, że spuścizna kulturowa jest w stanie harmonijnie wkomponować się w codzienność nawet najbardziej dynamicznie rozwijającej się gospodarki. Kolejnym przykładem może być fakt, że w niektórych częściach kraju do tej pory po przyjściu na świat dziecka w drzwiach domu wiesza się sznurek zwany geumjul (금줄), który ma chronić domostwo przed złą energią i zawistynymi duchami. Sznurek taki wisi przez 21 dni, w ciągu których nie przyjmuje sie żadnych gości. Z tego co wiem, nikt już nie bawi się w zakopywanie łożyska w pobliżu domu (pod częścią zadaszenia, jeżeli planowano kolejny dodatek do rodziny i dalej od domu, najlepiej w słonecznym miejscu, w przypadku, kiedy następny potomek nie był w zamysłach), ale tego rodzaju tradycje ciągle pielęgnowane są jeżeli nie w dosłowny, to przynajmniej w teoretyczny sposób. 

I ten koloryt bardzo mi się w Korei podoba.



Fanpage "W Korei i nie tylko" - marzec 2014


W tym roku wiosna nie rozpieszcza. Lokalne zanieczyszczenie powietrza, trujące pyły nadciągające z Chin, żółty piasek znad Gobi... Przez ostatnie kilka dni nie da się wyjść z domu bez obawy o własne płuca. Temperatury co prawda skoczyły mocno w górę, ale pąki jakby zwlekają z pełnym rozkwitem niepewne, czy słońce w końcu przedrze się przez zasieki brudnego pyłu. Tak to przynajmniej wygląda tutaj w Seulu. 

Poprawa ma nadejść już w następnym tygodniu. Zaklinam niebieskie niebo, puchate na nim baranki, drzewa przyprószone biało-różowymi płatkami, zażółcone kwiatami krzewy i te magnolie ze skórzanych aksamitów. Do życia!



Poniżej tymczasem marzec 2014 z fanpage'a "W Korei i nie tylko".





2 marca 2014

Koreańska wsi spokojna, wsi wesoła...








3 marca 2014

Z Seulu do Paldang i dalej biegnie przepiękna ścieżka rowerowa. Przez większość trasy jest ona zupełnie oddalona od ruchu uilcznego, ponieważ zbudowana została na torach zdemontowanej już linii pociągowej.

Ścieżka potrafi biec przez góry i wydrążone w nich tunele, ale też i stykać się ze stacjami metra na szczęście dla tych, którzy nie mają już siły dalej pedałować. W niektórych częściach trasy pozostawiono fragmenty torów, na niektóych z nich poustawiano małe restauracyjki, a w odnowionych stacjach kolejowych potworzono lokalne muzea, kawiarenki, lub scenę dla artystów. 

W jednej z takich kafejek wypatrzyłam kociaki, które mieszkają na zewnątrz w psich budach i bawią się z każdym klientem. Uwiązane na szczęście nie są. — at 양수역.








5 marca 2014

Wyskoczyliśmy z PWY po pracy na Gwangjang Market (광장시장). To miejsce, gdzie koreańskie ajummy przyrządzają najróżniejsze koreańskie przekąski stojąc cały boży dzień przy swoich prowizorycznych kuchniach, rozstawionych na środku uliczek przykrytych dachem hali. 

Powietrze przesycone jest tutaj zapachem smażonych placków bindaetteok (빈대떡), gotowanych na parze kaszanek (sundae/순대), wołowych wątrób, uszu i jęzorów, golonki (jokbal/족발) i wielu innych. Starsi (przeważnie) Koreańczycy tłoczą się w ciasnych uliczkach, żeby w końcu usiąść przy obitych termoizolacją ławeczkach i tanio przekąsić co nieco przy nieodzownym soju, czy makkoli. 

Wieczór jak każdy inny. — at 광장시장.








6 marca 2014

Nowy trend w Korei - w pubie nie trzeba już do piwa kupować drogich dań, które wystawnością mogą spokojnie zastąpić właściwą kolację. W okolicach uniwersytetów (wiadomo - studencka kieszeń) pojawiły się miejsca, gdzie przy piwie przekąsić można całkiem smaczne frytki. Pomysł na umiejscowienie frytek też przedni - dziura w stole, w którą wkłada się papierowy stożek.








10 marca 2014

Kolejna podróż służbowa do USA i powtórka z rozrywki - po kilkunastogodzinnym locie pół godziny odpoczynku w pokoju hotelowym,... outlet (faceci absolutnie obładowani tobołami, te iskierki zadowolenia w oczach!) i... ponadgodzinne szukanie restauracji koreańskiej - wylądowaliśmy w jakimś rybnym fastfoodzie... — at St. Louis Premium Outlets.








12 marca 2014

Gateway Arch (Łuk Wjazdowy) w St Louis (MO) tuż nad brzegiem Missisipi. Wybudowana w 1965 roku upamiętnia amerykańską ekspansję na zachód. Niby kupa stali wzniesiona na 192m, a jednak jakoś tak urzeka. — at Gateway Arch, Jefferson National Expansion Memorial.








18 marca 2014

Czasami podróże służbowe bywają po prostu nie do wytrzymania...







20 marca 2014

Po dłuższej podróży służbowej wracam na firmową salę gimnastyczną, żeby zrzucić całe to kulinarne dobro zgromadzone wokół mojej talii, a tam zamiast średniawej szatni takie oto cuda wianki: Women's Lounge z fotelami, biblioteczką, kuchnią, winem w lodówce, łóżkiem z kołdrą i pokoikiem dla karmiących mam. 

Szkoda tylko, że najważniejsze nie ulega zmianie: znakomita większość kobiet w naszej firmie to sekretarki...








30 marca 2014

Wracam do Korei zachwycona Polską a tutaj zachwycająca wiosna na mnie czeka.









Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...