Koreański rząd zaprosił ekipę „Dzień Dobry TVN” celem wypromowania swojego kraju w Polsce jako interesującego miejsca pod względem turystycznym (reportaż do zobaczenia w TVN już we wrześniu!). Tuż po przylocie Aneta Cyrnek, Marcin Sawicki i Piotr Siwek odwiedzili studio „Zakorkowanych”, żeby podzielić się swoimi bardzo świeżymi wrażeniami o Korei.
Pierwszą myślą Marcina było to, że Koreańczycy to „karny naród”. Już na lotnisku we Frankfurcie po ogłoszeniu odprawy wszyscy jak na komendę biegli do toalety na ostatnie przed odlotem „siusianie”. To samo w samolocie: zachowanie Koreańczyków było bardzo uporządkowane - w tym samym momencie jedli, oglądali filmy, szli spać. Po przylocie Marcina zaskoczył koreański klimat. Mimo ulewnego deszczu było ciągle gorąco i parno – opady nie przynosiły żadnej ulgi.
Aneta, po lekturze przewodników, wyobrażała sobie Koreę jako kraj niezwykle nowoczesny. Seul okazał się jednak dla Niej „miastem niejednoznacznym”: z jednej strony oszklone drapacze chmur, a z drugiej „rozwalające się budy” i „miejsca przypominające wieś”. Miała również nadzieję, że na kształt Japonii zobaczy tutaj więcej kolorów i indywidualizmu w ubiorze Koreańczyków; że doświadczy absolutnego oczopląsu oglądając sklepowe witryny. Wyzwaniem jest dla Niej ciągle jedzenie metalowymi pałeczkami.
Piotr, jako zagorzały fan motoryzacji, od razu zauważył, że na koreańskich ulicach bardzo rzadko zobaczyć można auta zagranicznych marek; zdecydowana większość to samochody koreańskie. Piotrowi spodobało się to, że mimo ogromnego korka ulicznego i fatalnych warunków pogodowych nikt na siebie nie trąbił. Wszędzie też było czysto.
Naszymi pierwszymi wrażeniami dzelimy się również i my. Leszek opowiada o górach, które zrobiły na Nim ogromne wrażenie, kiedy jechał kilkupasmowymi autostradami z lotniska Incheon do miasta Daejon. Ja z rozrzewieniem wspominam restaurację, w której zjadłam mało identyfikowalny posiłek, po czym zaaferowana doświadczeniem wyszłam bez uiszczenia rachunku, nie zatrzymywana przez posyłające mi miłe uśmiechy ekspedientki. Monika Ko, przyjaciółka obojga „Zakorkowanych”, wspomina niesamowitą życzliwość Koreańczyków i swoje pierwsze zmagania z koreańską nawigacją. I worek koreańskich wonów („miałam miliony!") po wymianie polskich złotych na lotnisku.
O pierwszych wrażeniach mówi się, żę mogą być mylące i że nie należy się nimi za bardzo sugerować. Wraz z dłuższą obserwacją może okazać się bowiem, że realia nie mają nic wspólnego z naszymi pierwszymi odczuciami. Pierwsze wrażenia jednak mają to do siebie, że głęboko wyrzynają się w psychice człowieka i jako takie pozostają tam do samego końca. Z czasem wzbogacić można je bardziej dogłębnym zrozumieniem, większym doświadczeniem, ale emocjonalnie pozostają raczej na tym samym poziomie. W tym chyba ich piękno i doniosłość...
biedny rząd koreański.
OdpowiedzUsuńpewnie myśleli że tvn to taki polski el pais albo le monde.
Nie wiedzą, że to jedno z najbardziej obciachowych medium w europie, program tam to raczej wstyd i obciach dla korei niż nobilitacja.
Oj bez przesady ... Jak goście dobrzy to i TVN nie zepsuje ... Raczej ... A rząd koreański i jego prowskie przybudowki sam kraj promuje ciężka reka ;-) ... No chyba ze ktoś lubi kampanie w stylu the dynamic land of exciting bibimbap itp ..
OdpowiedzUsuńA co do pierwszych wrażeń- na pewno ma znaczenie czy było sie wcześniej w Chinach albo Japonii ... Po tych pierwszych wrażenia są na pewno mocno pozytywne a po drugim kraju raczej średnie ... Już pisałem tu kiedyś,ze po Tokio Seul sprawia wrażenie szarego, monotonnego, przeskalowanego, prostackiego, niedorobionego ale ... taniego!!!
Ha ha, zachowanie ludzi w samolocie kierowane było chyba raczej ogólnie ludzka naturą, niezależną od narodowości. Latając dość często w długie trasy zauważyłam ten mechanizm "wspólnoty zegara bilogicznego". Nic dziwnego - na pokładzie posiłki serwowane są wszystkim o tej samej porze, to i czas reakcji organizmów będzie podobny - czas senności, czas siusiania... Praktyczne wnioski wyciągnęłam i chadzam do kibelka zawczasu, starając się uprzedzić nadchodzące pielgrzymki :)
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że odbiór miejsc uwarunkowany jest wcześniejszymi doświadczeniami. Po kilku latach życia w Jp, Seoul jawi mi się podobnie, jak komuś w komentarzu powyżej. Z jedną różnicą - poza transportem publicznym, nic tu nie znajduję tańszego, wręcz przeciwnie!
Zastanawiam się, co Polaków mogłoby skusić do wizyty w Korei... Wyobrażając sobie siebie, rozważajacą podróż z Polski w tutejsze rejony, myślę, że wybrałabym jednak Japonię...
Mogę jeszcze podpytać o te pałeczki? Mam w domu parę metalowych i jem nimi całkiem regularnie (ćwiczę intensywnie aż osiągnę mistrzostwo świata i okolic). Są okrągłe, przy końcach (ta część, która łapie jedzenie) mają żłobienia, w środku chyba są puste, bo są b. lekkie.
OdpowiedzUsuńCzy te w Korei są inne? Cięższe?
Wszystkie metalowe pałaczki przeznaczone są na rynek koreański, bo tylko w Korei takimi się tutaj jada. Produkowane są często w Chinach, bądź na Tajwanie. Rodzajów pałeczek jest wiele: te o których Pani mówi spotyka się w tańszych restauracjach. Takie "domowe" są krótsze, cieńsze, cięższe i końcówki mają w formie prostokąta.
UsuńMuszę się za takimi rozejrzeć. Ciekawa jestem, jak sobie z nimi poradzę. Na ebayu może coś będzie.
UsuńDziękuję! :)
Agnieszka
Korea jest w Polsce w Biskupicach Podgórnych :)Promować nie trzeba :)
OdpowiedzUsuńMnie w Korei zaskoczył brak wózków i noszenie dzieci na plecach, koreanki mają strasznie krzywe nogi z tego powodu a mimo to targają te dzieciaki...