Sobota - Poniedziałek, 3-5 lipca 2004 (Z plecakiem przez Azję)
Vientiane / Laos
Vientiane / Laos
W Vientiane zachorowałam. Miałam około 39 stopni gorączki, migdały jak śliwki i zero energii. Na dodatek skończyły mi się zapasy leków, a w weekend nic nie było czynne.
Byłam przerażona. Przerażona tym, że jestem sama. Że mogę tutaj umrzeć i nikt nawet nie będzie o tym wiedział. Czułam się strasznie samotna i nie miałam najmniejszego pojęcia co począć. Zresztą nie byłam w stanie tak naprawdę nic począć. Ani psychicznie ani fizycznie. Udało mi się jakimś cudem znaleźć chińską znachorkę, która nawarzyła mi tajemniczych ziół. Jasne, że bałam się, że może mi dać jakieś środki nasenne bądź narkotyki i cholera wie, co ze mną zrobić. Nie miałam jednak wyjścia.
Villa w Vientiane |
W poniedziałek zawlekłam się do lekarza. Dostałam jakieś ogromne różowe piguły. Następnego dnia czekała mnie 24-godzinna jazda autobusem do Wietnamu… Nie miałam pojęcia, co robić… a wokoło mnie nie było po prostu nikogo…
Widok na zachmurzone Vientiane |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz