Rodzina to jedna z podstawowych wartości w filozofii
konfucjańskiej. Konfucjusz nauczał, że państwo może prosperować tylko wtedy,
gdy rodzina żyje w miłości i harmonii. Harmonię tę zapewnić miały określone
reguły zachowania pomiędzy jej członkami np.: ojciec kieruje synem, mąż kieruje
żoną, kobieta niezamężna ma być posłuszna ojcu, kobieta po ślubie mężowi, a po
śmierci męża – najstarszemu synowi. Na
koniec wszyscy podwładni muszą podporządkować swoje życie władcy, który ze
swojej strony wykazać się musi mądrością i sprawiedliwością.
W Korei już wieki temu konfucjanizm przybrał specyficzny,
bardziej surowy odcień w porównaniu do Chin, co w dużej mierze odcisnęło piętno
na sposobie funkcjonowania współczesnego społeczeństwa, w tym i rodziny. Agresywna
industrializacja przyczyniła się do dalszego uwydatnienia cech koreańskiego konfucjanizmu
doprowadzając przez to do stworzenia ostrej konkurencji na poziomie
indywidualnym i korporacyjnym. Nakaz samodyscypliny, pracowitości, bezwględnego
posłuszeństwa wobec przełożonych i starszych, poświęcenie dla dobra większości –
to wszystko stało się zarzewiem wzrostu gospodarczego w Korei, ale z czasem
przeobraziło się też w podstawowy wymóg, którmu każdy musi sprostać, żeby godnie
przeżyć. Do tej pory jedną z podstawowych zadań koreańskiej rodziny jest
zapewnienie konkurencyjności jej członków. To właśnie konkurencyjność na rynku
pracy determinuje sposób, w jaki koreańska rodzina dzisiaj funkcjonuje.
Rodzinę w Korei zakłada się z zamysłem posiadania dzieci.
Dzieciom należy zapewnić najlepszą możliwą przyszłość i ten priorytet
przesłania kwestie takie jak miłość, czy partnerstwo między małżonkami. Kobieta
i mężczyzna często żyją życiem rozłącznym, według własnej odrębnej rutyny,
całkiem dobrze się w tym odnajdując. To na pewno inny model rodziny niż ten
propagowany na Zachodzie. W koreańskim, bardzo rygorystycznym systemie rodzina staje
się prężnie działającą spółką, w której każdy z pracowników ma jasno określoną
funkcję do spełnienia: kobieta (osoba „domowa”) ma zająć się domem, dzieckiem
oraz zarządzaniem finansami domowymi, a mężczyzna (osoba „na zewnątrz”) ma
zapewnić takiej „firmie” regularne dochody. Misją takiej spółki jest
zapewnienie jak najlepszego startu dla swojego potomka poprzez zapewnienie mu
jak najlepszej edukacji. Mordercza konkurencja powoduje, że dzieciaki uczą się
całymi dniami najpierw w szkole publicznej,
a potem w prywatnych instytucjach edukacyjnych (włączając w to weekendy), śpiąc
jedynie kilka godzin na dobę.
Od koreańskich rodziców oczekuje się jak największego
poświęcenia. Bardziej zamożni ojcowie wysyłają swoje żony i dzieci za granicę
(najczęściej do USA), żyjąc w rozłące latami – określa się ich mianem „ojców
gęsi”, czyli takich, którzy migrując pokonują ogromne odległości. „Ojciec
orzeł” to ten, którzy może pozwolić sobie na częste odwiedziny (orłowi
wystarczy kilka razy machnąć skrzydłami, żeby wznieść się w powietrze), a
„ojciec pingwin” to ten, którego wynagrodzenie nie wystarcza, żeby odwiedzić
rodzinę za granicą (pingwiny nie potrafią fruwać). Jeszcze biedniejsi ojcowie,
tzw. „ojcowie wróble” wynajmują mieszkanie żonie i dzieciom w bogatej części
Seulu, Kangnam, sami mieszkając w kawalerce niedaleko pracy - jednym z
podstawowych warunków zapisania dziecka do lepszej szkoły jest zameldowanie w
określonej dzielnicy.
Poświęcenie rodziców to poniekąd osobliwa inwestycja we
własną przyszłość – od dzieci wymaga się bezwzględnego szacunku dla swoich
rodzicieli (też i przodków), wspomogi finansowej, a nawet utrzymywania na
starość. Największy ciężar spoczywa tradycyjnie na najstarszym synu i jego
żonie (stąd kobiety nie chcą wychodzić za mąż za pierworodnego), co przyczynia
się często do wielu konflików, szczególnie na linii teściowa – synowa.
W Korei gwałtowne uprzemysłowienie w dużej mierze
utowarowiło człowieka. Jednostka stała się jedynie trybikiem w doskonale
pracującej maszynie, który z łatwością można wymienić na inny, równie sprawny.
Niestety wydaje się, że ta niesamowita, wręcz nieludzka skala utowarowienia
jest częściowo winą samych Koreańczyków. Zamiast zatrzymać się i przez chwilę
zastanowić nad kierunkiem, w którym to wszystko zmierza, Koreańczycy ślepo zanurzyli
się w odmętach zabójczej konkurencyjności we wszystkich dziedzinach życia. Mimo
że Koreańczycy doskonale zdają sobie sprawę z bolączek trawiących ich
społeczeństwo, tworząc własną rodzinę podążają tym samym, wytartym szlakiem nie
widząc żadnych alternatyw. To dosyć przygnębiające, błędne koło, z którego
bardzo trudno będzie się wyrwać.