W Korei zasady promocji wewnątrz firmy są zdeterminowane przez mniej więcej jednolite standardy stosowane w całym kraju. Promocja na wyższe stanowisko nie zależy od osiągnięć, a przeważnie od lat przepracowanych w firmie. Oznacza to, że wystarczy „bujać się” przez jakiś czas (zazwyczaj 16 lat), żeby dojść do poziomu General Manager/Director, od którego to poziomu zabawa nabiera innego kolorytu. Wtedy to dalszy awans zależy już w jakiejś części od wyników, a w jakiejś części (znacznie większej) od tego, kogo się zna. Jest to dosyć bezwzględna walka na noże z misternie kopanych dołków, relacji (ten sam uniwesytet, ilość razem wypitego soju, żony przyjaciółki etc.), gmatwaniny przysług i ich przewidywanego potencjału w przyszłości. A jest o co walczyć. Od pozycji Vice President mianowicie jest się tzw. imwonem, czyli executive, a za tym idzie własne biuro, własny szofer, prestiż, ogromne pieniądze etc.
Standardowy system promocji w kroeańskich chaebolach wygląda następująco:
0-4 lata: 사원/sawon (Stuff)
4-8 lat: 대리/deri (Assistant Manager)
8-12 lat: 과장/kwajang (Manager)
12-16 lat: 차장/chajang (Senior Manager)
16~ : 부장/bujang (General Manager/Director)
수석부장/suseok bujang lub 이사/isa (Director) --> tytuł przejściowy
상무/sangmu (Vice President)
전무/jeonmu (Executive Vice President)
부사장/busajang (Department President)
사장/sajang (CEO)
Od bujanga wzwyż angielskie tytuły mogą różnić się w zależności od wielkości firm czy obszarów ich działalności. Ważne jest to, że ta hierarchiczna struktura jasno reguluje nie tylko relacje między pracownikami ale też ich zarobki. Dlatego też Koreańczycy nie negocjują, ani często nawet nie podpisują umowy o pracę. Wiedzą, że ich warunki będą dokładnie takie same, jak innych osób na tym samym stanowisku. Co roku dział zasobów ludzkich wysyła podsumowanie wynagrodzenia na przyszły rok odgórnie ustalając podwyżkę (zazwyczaj ok. 5% rocznie), a czasem, tak jak to ma miejsce obecnie w niektórych firmach, zamraża zarobki lub nawet obniża je wyższej kadrze o ok. 10% z powodu kryzysu ekonomicznego. I nic na to poradzić nie można.
W przypadku obcokrajowców rzeczy mają się zupełnie inaczej i w dużej mierze zależą od wewnętrznej polityki każdej z firm. Niektóre firmy zatrudniają cudzodziemców na takich samych warunkach, jak Koreańczyków, inne z kolei podpsują z nimi kontrakty tymczasowe. W obu przypadkach umowa taka musi być rokrocznie odświeżana ze względu na konieczność odnawiania wizy pracowniczej.
W relacjach biznesowych z Koreańczykami należy liczyć się z bardzo niską etyką postępowania. Oczywiście jeżeli bierze się pod uwagę kanony zachodnie. W Korei mianowicie jednym ze standardów jest coś, co my określamy pejoratywnym mianem „kłamstwa” i „łapówkarstwa”. W Korei te dwa mechanizmy są stosowane na porządku dziennym jako najbardziej naturalne metody osiągania swoich celów. Kłamstwa nie konfrontuje się z powodu głęboko zakorzenionej konieczności „zachowania twarzy” drugiej osoby, a ofiarowywanie kopert jest zazwyczaj traktowane jako czyste posunięcie strategiczne lub niewinny gest wdzięczności. Koreańczycy oba te instrumenty mają dopracowane do najmniejszych szczegółów i bardzo swobodnie używają ich w relacjach z niczego nieświadomymi obcokrajowcami. Nawet tymi, których sami zatrudniają, o czym niedawno miałam nieprzyjemność przekonać się na własnej skórze.
Tym razem nie odpuściłam. W ciągu tygodnia postarałam się o małą rewolucję, która zakończyć może się dla mnie albo publicznym zgilotynowaniem, albo wielką wygraną. Mój kontrakt wygasa w następną środę...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz