Jakiś czas temu w Korei popularny stał się koncept Management By Walking Around (MBWA). W oryginalnym zamierzeniu chodzi tutaj o zbliżenie się top managementu do szeregowych pracowników celem lepszego zrozumienia ich codziennych problemów (a co za tym idzie problemów firmy), a także zawiązania na ich gardle podstępnej pętelki lojalności poprzez okazanie uznania dla ich żmudnej pracy. Ogólnie metodologia polega na spotkaniach twarzą w twarz z pracownikiem, zainteresowaniu się jego życiem prywatnym, marzeniami, planami na przyszłość. Ważnym składnikiem MBWA jest odsłona ludzkiej strony twarzy CEO. Ma on sypać dobrotliwym żartem oraz dzielić się mniej rażącymi luksusem wyjątkami ze swojego życia.
W Samsungu wizyta top managementu ogłaszana była z samego rana. Oznaczało to konieczność pozbycia się z biurka wszelkich dokumentów, zdjęć, kubka z długopisami, czy kwiatka. Na jego powierzchni nie mogło być nic oprócz laptopa. Oznaczało to również konieczność pospiesznych wycieczek do toalety w obawie przed niewybaczalną nieobecnością podczas nagłej i prawdopodobnie krótkotrwałej hospitacji. Końcem końców podczas mojej prawie trzyletniej pracy w Samsungu nie dane mi było zobaczyć przedstawiciela top managementu ani razu, nie wspominając już o prywatnej z nim pogawędce. Odwiedziny bowiem za każdym razem były odwoływane.
W mojej obecnej firmie również zapowiada się wizytę CEO i również trzeba ogarnąć biurko - tym razem już tylko z lekka. Najbardziej intymną konfrontacją z tłumem, jakiej dane mi było być świadkiem, to nalanie sekretarce wina podczas firmowego spędu przed Świętem Zmarłych. Wizytacja ta trwała około 5 minut, podczas których atmosfera znacznie naelektryzowała się niezręcznością. Sprawę odsłonięcia swojej ludzkiej twarzy nasz CEO, na współ z reprezentantami top managementu innych firm, załatwił jednym wywiadem umieszczonym w książce pod znamiennym tytułem „Napijmy się soju”. Książkę można (trzeba) było kupić wewnątrz firmy.
U PWY CEO pojawił się w zeszłym tygodniu. Przed wizytacją pracownicy przygotowali dokładny plan jej przebiegu oraz odbyli kilka prób donośnego skandowania podnoszących na duchu haseł. Podczas odwiedzin CEO, niczym zawodowy karateka, przełamał sosnową deskę z napisem „kurs walut” i „kryzys”, oraz, niczym zawodowy tępiciel karaluchów, rozmiażdżył butem dynię z napisem „fuzja X & Y”, gdzie „X” i „Y” to jego zatwardziali konkurenci...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz