Początkowo nie zwracam uwagi na przedłużający się postój
metra gdzieś w połowie drogi do pracy. Rano, kiedy pociągi kursują w bardzo
krótkich odstępach czasu zdarza się, że kilkunastosekundowe opóźnienie jednego
z nich powoduje na torach korki. Jak co dzień słucham Trójki, przeglądam
wiadomości, w końcu zamykam oczy oddając się ostatnim chwilom półsnu.
Z drzemki wyrywa mnie ostry głos konduktora. Napiętym
tonem ogłasza, że z powodów niezależnych odjazd metra opóźni się. Spieszących
się pasażerów uprasza się o zmianę środka lokomocji. Część pasażerów szybko
ulatnia się, ja postanawiam poczekać na naprawę pociągu. Najprawdopodobniej
chodzi o jakąś usterkę, z którą sprawni Koreańczycy poradzą sobie w mgnieniu
oka. Ponownie zamykam oczy.
Po dziesięciu minutach w sufitowych głośnikach ponownie
rozbrzmiewa natarczywy głos motorniczego. Przeprasza za sytuację i ponownie sugeruje
spieszącym się zamianę metra na autobus. Tym razem jako powód postoju podaje...
wypadek.
Jak zawsze siedzę w pierwszym wagonie. Dzisiaj z jakiegoś
pwoodu usiadłam jednak prawej stronie tak, że widzę koniec ogrodzonego peronu. Szarpią
mną złe przeczucia. Nagle nadbiegają strażacy oraz ratownicy pogotowia.
Rozkładają przed bramką łóżko – jest tuż przede mną: brązowy materac na zimnych
metalowych stelażach i gumowych, dużych kółkach. Odwracam wzrok.
Kilku zaciekawionych pasażerów wychodzi na zewnątrz.
Wokół noszy tworzy się mała grupka gapiów. Serce bije mi coraz mocniej.
Spoglądam na współpasażerów. Większość z nich ciągle zatopiona jest w swoich
ksiażkach, gierkach i muzyce. Niektórzy wykorzystują dodatkowy czas na sen.
Jakaś kobieta krzyczy, że takie rzeczy nie powinny zatrzymywać pracy metra i że
należy znaleźć jakieś zastępcze rozwiązanie.
Do pracy spóźniam się czterdzieści minut. Z ciągłym
uciskiem na żołądku idę po swoją podwójną dawkę Americano. Znajoma pani w
kafejce mówi mi, że trochę inaczej wyglądam i że wie, co jest tego powodem.
Podnoszę w zdziwieniu brwi i pytam, skąd wie. Odpowiada, że Twitter. Poranny
wypadek na linii numer 1 jest dzisiaj na pierwszym miejscu wyszukiwanych
historii.
Wracam do swojego biurka. Przed oczami ciągle widzę mijaną
postać, przeniesioną pod ścianę tunelu, przykrytą niebieską foliówką przez
którą przebija bordowa plama krwi.
Kurcze z rana takie wpisy...Ale świetny wpis no i smutny.
OdpowiedzUsuńI ak dobrze że nie widziałaś bezpośrednio ciała tej osoby bo mój tata kiedyś widział przypadkowo wszystko w sensie wszystkie części ciała takiego zdesperowanego człowieka. Straszne....
Mnie takie wypadki zawsze bardzo poruszają. Pewnie już cały dzień chodziłabym, jak zbity pies:(
OdpowiedzUsuńNie umiem powiedzieć nic sensowniejszego, niż: "O matko..." :(
OdpowiedzUsuńStrasznie smutny miałaś poranek. Ale jeszcze gorszy miał człowiek, który... wpadł pod metro? I jego rodzina. :(
Strasznie, strasznie to smutne. :(
i pomyśleć , że dzięki konkursowi trafiłam na ten ciekawy blog...
OdpowiedzUsuńNie za wesoło.Ta kobieta mnie trochę zdenerwowała co powiedziała,że nie powinno się zatrzymywać metra z takiego powodu no co za baba!Natychmiast bym jej uwagę zwróciła. Nie lubię takich ludzi tu taka tragedia,a tamta narzeka.
OdpowiedzUsuńMadzia.
Pozdrawiam ciepło.
Kurde... To bardzo nieciekawa sytuacja. Ale pani opisuje jak prawdziwy mistrz kryminału.
OdpowiedzUsuń