Piątek. Moja podopieczna prosi mnie o wspólne ćwiczenia w
czasie obiadu. Boli ją kręgosłup. Koncentruję się na jej prawidłowej postawie,
zapominając o ostrożności przy wykonywaniu własnych ćwiczeń. Strzyka mi w
kręgosłupie. Przez chwilę nie jestem w stanie podnieść się z podłogi. Koreanka masuje
mi plecy – ćwiczenia wyraźnie jej posłużyły. Cieszy się, że w niedzielę będzie
w stanie pójść w góry razem z rodzicami. Dobry znak – pozwala sobie ze mną na
czarny humor. Robię dobrą minę do złej gry – tak naprawdę mam powyżej uszu swoich
fizycznych ograniczeń. A już w szczególności przed pierwszym wolnym weekendem od dwóch tygodni. Popołudnie
nieznośnie mi się dłuży, prawdopodobnie z powodu bólu. Staram się w ogóle nie
poruszać. W pracy biurowej nie jest to aż tak trudne.
Wreszcie koniec pracy. Niespiesznie drobiąc wracam do
domu. Telefon od PWY – będzie za
godzinę. Ostrożnie zmieniam ubranie i kładę się na dwuosobowym materacu, który
zainstalowaliśmy w pokoju gościnnym. Służy nam za kanapę – jest o wiele wygodniejszy
do oglądania filmów, do wspólnego czytania i niedzielnej drzemki. Na lędźwia
przykładam poduszkę elektryczną. Nabi grzeje już mój kark liżąc mnie w przypływie
afektacji swoim szorstkim językiem. Czuję się potwornie zmęczona – i powtórką obezwładniającej
sytuacji, i jet lagiem po ostatniej
podróży służbowej dookoła świata.
Dzwonek telefonu nie dociera do mnie przez kilkanaście
sekund mimo że telefon leży tuż obok mojego ucha. W końcu budzę się. Gdzie ja
jestem? PWY czeka na dole, możemy od
razu pojechać do supermarketu. Wstaję z łóżka w sposób rekomendowany dla ludzi
z wypadniętym dyskiem – najpierw przewrócenie się na bok, podparcie obiema
rękami i przysiad w pionie, dopiero wtedy pozycja stojąca. Zebranie się w sobie
idzie mi jakoś mozolnie. PWY zjawia
się w drzwiach i już mi o niebo lepiej.
W supermarkecie PWY
opowiada mi o książce, którą właśnie przeczytał. Jak sam podkreśla nie jest to
jakaś „wysoka literatura”, którą zazwyczaj się zaczytuje, ale i tak zrobiła na
nim wrażenie. Uśmiecham się pod nosem. Spacerujemy oboje zatopieni w historii, przekąszając
oferowane na stoiskach kawałeczki tofu,
samgyeopsal, mandu; popijając próbkami jogurtów, soków, a nawet winem. Po
kilkunastu minutach nasz koszyk jest ciągle pusty. Musimy zawrócić. Chodzenie
dobrze mi robi.
Tak, jak każdego piątkowego wieczoru oglądamy kolejne
epizody „Breaking Bad”. Ja chrupię
ulubione orzechy włoskie popijając promocyjnym weissbier („jedyne” 4,000KRW [ok. 4USD] za pół litra...), PWY zadowala się migdałami i koreańskim
piwem OB. Po nasyceniu żołądków rozkładamy sie na materacu, ja z poduszką
elektryczną na plecach. Po jakimś czasie słyszę pochrapywanie. Odwracam głowę i
napotykam przytomny wzrok PWY.
Próbuję przyłapać go jeszcze kilka razy, ale za każdym razem uśmiecha się do
mnie szelmowsko. Koreańczycy mają do perfekcji opanowaną czujność podczas
spania. Bardzo pomaga im to w pracy. W końcu Hank dostaje trzy kulki na parkingu. Podrywam się zszokowana. PWY chrapie w najlepsze. Nie mam serca
go budzić – uzbrojona w poduszkę elektryczną i mruczącą kocicę kieruję się ku
sypialni.
Sobota. Budzi mnie dźwięk otwieranych drzwi. PWY wrócił z biblioteki. Słyszę jak
nastawia czajnik na kawę. Ubijane przez niego mleko na nasze ulubione cappuccino ostatecznie motywuje mnie do
wygrzebania się z ciepłych pieleszy. Kregosłup? So so. Uwielbiam się do niego przytulać. Zawsze jest gorący jak
piec. Myję zęby, opłukuję twarz, nakładam kremy obiecujące młodość po grób. Nie
wydają mi się wiele pomagać. W lustrze oglądam obecną już od dawna siatkę czerwonych
plam na skórze wokół krzyża – to od aplikowanego gorąca. Daję Nabi jeść, przygotowuję
winogrona. Wracamy na materac, gdzie spędzę pewnie większość weekendu. Poduszka elektryczna jest już
na swoim miejscu. Świeci oślepiające słońce, ale na zewnątrz ciągle jest
mroźno.
Leżę płasko na brzuchu z przymkniętymi oczami,
rozkoszując się – podobnie jak rozciągnięta na podłodze Nabi – coraz
intensywniejszym ciepłem słońca. PWY zaczyna
tłumaczyć mi z koreańskiego Marka Twain’a.
Wybiera fragmenty z „Extrats of Adam’s
Diary”, potem dla kontrastu przechodzi do „Eve’s Diary”. Idzie mu to koślawo, robi błąd za błędem, czasem na
dłużej musi się zatrzymać. Wiem jednak, co chce powiedzieć. Potrafię wyobrazić
sobie przekaz w oryginale. Razem zaśmiewamy się z tego, jak świat postrzega pierwszy
mężczyzna i pierwsza kobieta. Twain
jest genialny. W pewnym momencie chyba zasypiam, bo po ponownym otworzeniu oczu
widzę PWY zatopionego w lekturze. Nadpijam zimnej już kawy i wracam do opowiadań
Osieckiej. Słychać tykanie naściennego zegara.
W sobotnie popołudnie czeka nas jeszcze cotygodniowe
sprzątanie. Potem udamy się na saunę, gdzie na kamykach soli wygrzeję moje
ciało oraz, już w łaźni, poddam je zbawiennym masażom wodnym. To najzwyklejsza
rozrywka koreańskich rodzin. Jutro w planie jest basen i akupunktura. PWY natomiast czuje wiosenny zew gór –
uda się prawdopodobnie na wspinaczkę. To będzie pierwsze jego solo od czasu
naszego ślubu... Ja chyba jednak tym razem nie dam rady mu towarzyszyć.
Piekny wpis , zatopilam sie w Twoich slowach calkowicie .
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=T4ioJZHSBig
OdpowiedzUsuń...akupunktura, hmmm, po wielogodzinnych klotniach z Minhee nadal pozostaje nieprzekonany czy to medycyna czy wyrzucanie pieniedzy :)
Mnie osobiście pomaga na przykurczone mięśnie - czuję się jakby bardziej "naoliwiona". Ale to też zależy od lekarza, bo każdy ma chyba trochę inne wyczucie. Na samym początku właściciel szpitala sam aplikował mi igiełki - absolutnie nic nie czułam. Potem wpadłam w ręce jego pomocnika i to był już lekki koszmar - facet wbijał igły dosyć głęboko, a następnie rozmasowywał nimi mięśnie. Bolało ale wyraźnie pomagało. Po nim przyszła młoda kobieta - jest gdzieś po środku, bez rewelacji. W 한의원 oprócz akupunktury traktują mnie też prądem, biorezonansem, nagrzewają światłem...
UsuńDzięki za link. Sama już wiele ćwiczeń przestudiowałam. Na pewno jednak muszę zrezygnować z brzuszków. :)
czy to prawda, ze do programu nauczania władze koreańskie postanowiły dodać talmud?
OdpowiedzUsuńTak! Koreańczycy uważają Żydów za naród niezwykle inteligentny i odnoszący sukcesy na arenie międzynarodowej (nagrody Nobla etc.), a że sami mają "bzika" na punkcie edukacji i osiągnięć, chcą iść w jego ślady. Stąd zawzięcie studiują Talmud - ma im on pomóc w rozwijaniu własnych umięjętności umysłowych. Ponadto kultura żydowska jest bardzo bliska koreańskiej pod względem wagi, jaką przykłada się do znaczenia rodziny. Dlatego nie czują większego "zgrzytu" studiując żydowskie księgi. Bardzp ciekawe pytanie!
UsuńW wielu miejscach, również w polskiej Wikipedii (!!) i innych naukowych portalach/stronach, podano wiadomość, że Talmud znalazł się na liście lektur obowiązkowych w Korei. Nic bardziej BŁĘDNEGO! Zainspirowana tematem napiszę na ten temat po głębszym zbadaniu problemu.
UsuńKupuj Carlsberga w E-Mart tylko 2000KRW za 0.5l puszke.
OdpowiedzUsuń