Występując w roli panny młodej nie ma się chyba czasu ani mentalnej możliwości, żeby bawić się tak naprawdę, bez opamiętania...
Dopiero później w czterech kątach domu można szczerzyć zęby do ekranu oglądając, jak PWY przyjeżdża pod dom Garbuskiem, jak z roztrzęsienia mylę obrączki, jak to właśnie ja, podczas jego obietnicy, zakładam mu na palec obrączkę a nie na odwrót, jak już na samym końcu plączą mi się słowa, jak każdy składa nam życzenia tak bardzo szeroko się uśmiechając no i całą resztę głośnych klaksonów, szalonych tańców z czerwonym boa, gorzkiej wódki, soczystej szynki, słodkich tortów i ściągniętych po kolana portków.
Pewnie i standard ale bawię się na całego szczerząc bezwiednie te swoje zęby przez pełne 4 godziny... Było naprawdę pięknie!
No i drugi dzień i już bardziej zrelaksowane chwile w gronie dawno nie widzianych przyjaciół. Przy drewnianym wigwamie, w pełnym słoneczku, w zaciszu soczystej zieleni tuż za plecami, polską dobrą muzyką w tle, trzaskającym wesołymi iskrami ogniskiem i lodówką pełną najrozmaitszych trunków. I to uczucie błogości, które ogarnia mnie pierwszy raz od bardzo bardzo dawna już tylko patrząc na drogie mi twarze. I te wspominki z różnych etapów mojego życia, każdego najważniejszego, każdego innego bo naznaczonego wewenętrznymi poszukiwaniami. I te rozmowy o wszystkim i o niczym. Salwy śmiechu i w końcu dzikie tańce. W takich chwilach wydaje mi się, że jestem najszczęśliwszą osobą na całym świecie. Czuję się uprzywilejowana bo znam ludzi, których znam, bo mam taką rodzinę, jaką mam, bo przydarzyły mi się takie, a nie inne rzeczy...
I że w ogóle jestem na tym pięknym świecie właśnie teraz.
W tym momencie...
Więcej zdjęć tutaj.
_____________________________________
Ps. KTO mi dał płytę HEY????
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz