6 września 2014

Seoul BLISS'Inn


Pierwsza rezerewacja wywołała bardzo duży uśmiech, a cztery banknoty w ręce przyniosły więcej satysfakcji niż największy bonus, jaki otrzymałam od firmy. Bo w Seoul BLISS’Inn włożyliśmy razem z PWY dużo serca, nawet więcej niż we własny dom.


Seoul BLISS'Inn - nowiutki guesthouse w samym centrum Seulu (Insadong), który można wynająć na okres pobytu w Korei za całkiem przystępną cenę.














Są ludzie, którzy wypruwają sobie żyły, żeby umościć własne gniazdo poza miastem, zasadzić obok domku rodzinne drzewo i postawić przy nim budkę dla wiernego psa. Są ludzie, którzy samodzielnie projektują wnętrza swoich świeżo nabytych mieszkań i pieczołowicie kompletują poszczególne elementy jego wyposażenia, żeby potem z lubością opowiadać o nich swoim gościom. Trudno się temu dziwić, bo chęć zapuszczenia korzeni, stworzenia czegoś namacalnego, wyjątkowego, czy podstawowa potrzeba posiadania niewzruszalnego azylu to jak najbardziej naturalne odruchy.

Mówi się, że po wystroju mieszkania wiele można powiedzieć o człowieku, który je zamieszkuje. W moim przypadku reguła ta nie ma chyba jednak zastosowania. Do tej pory przeprowadzałam się już tyle razy, że każde kolejne mieszkanie traktuję jako przejściowy etap w życiu. Moja aktualna umowa najmu wygasa w grudniu i nie wiem nawet, czy uda mi się ją przedłużyć na następne dwa lata. Być może będę musiała pakować manatki po raz kolejny. Z tego chyba względu nie przywiązuję większej uwagi do tego, jak wygląda mój dom, nie wydaję majątku na kolekcjonowanie kolejnych przedmiotów, nie przyozdabiam wnętrz – ozdobny wielkanocne, które otrzymałam od rodziców to w moim domu całoroczna dekoracja, a o choince, która cały czas stoi obok monitora przypominam sobie zazwyczaj w kwietniu. Ważne są dla mnie tylko cztery rzeczy: duża, niezagracona przestrzeń (też, żeby moja kotka mogła się do woli wybiegać, bo przecież dla niej to cały, caluśki świat), bardzo wygodne łóżko (śpię na naturalnym lateksie), wanna do gorącej kąpieli podczas zimowych wieczorów z książką i czerwonym winem oraz ogromne biurko do pracy. Reszta to zlepek przypadków, z którymi w żaden sposób się nie utożsamiam, bo stanowią rezultat nie moich wyborów: wielkie kwiaty w mało gustownych donicach to spuścizna zamkniętego biura firmy, w której pracował PWY (nikt nie chciał ich wziąć i gdyby nie ja poszłyby na śmietnik); materac w salonie to podwórkowe znalezisko (kanapa stoi, no cóż, w... kuchni), większość kompletów pościeli podobnie jak garnki i rice cooker to prezenty od firmy; pralka i wielki monitor (telewizora nie posiadamy) to prezenty od przyjaciół PWY; hantle i piłka do ćwiczeń to darmowe gadżety wysłane razem z subskrypcją magazynu, którą zakupiliśmy w prezencie dla kolegi; wszystkie szafki w salonie, przedpokoju i kuchni to standardowo wmontowane wyposażenie mieszkań w naszym bloku. Jedynie sypialnia i moje „biuro” to nasz własny świadomy ślad. Dla osoby, która mnie nie zna, widok mojego mieszkania może być z lekka... żenujący. Dlatego nie przepadam za odwiedzinami ludzi, którzy nie do końca rozumieją kim jestem, bo wydaje mi się, że powierzchowna interpretacja tego rodzaju wnętrz może być dla mnie poniekąd krzywdząca.



Moje biurko podczas tworzenia aktualnego wpisu.



Moje "biuro", gdzie spędzam większość czasu w domu.

Z Seoul BLISS’Inn było inaczej. Guest House stał się naszym wspólnym przedsięwzięciem i sama praca nad nim cieszyła najbardziej. Razem chodziliśmy po mieszkaniach, żeby wybrać to najwłaściwsze, kombinowaliśmy skąd wziąć pieniądze, tworzyliśmy checklisty, dyskutowaliśmy, biegaliśmy po sklepach i siedzieliśmy do rannych godzin wybierając w internecie pasujące elementy wyposażenia (tak naprawdę to PWY siedział, ja totalnie wymęczona głośno chrapałam na swoim naturalnym lateksie~~). Na koniec czyściliśmy, szorowaliśmy, składaliśmy, zawieszaliśmy i dopieszczaliśmy.


Lokalizacja Seoul BLISS'Inn - naprawdę najlepsza miejscówka w Seulu.


Opłaciło się. Nie chodzi o te cztery banknoty, ale sprawdzian, który razem z PWY przeszliśmy śpiewająco. Przez kilka tygodni musieliśmy żyć na jeszcze większych obrotach niż zwykle, żeby w terminie wszystko zapiąć na ostatni guzik. Nie obyło się bez kilku drobnych naburmuszeń, ale te szybko pierzchły pod wpływem dłuższego przytulenia. Ponownie odkryłam, że świetnie się z PWY uzupełniamy i że niemal czytamy sobie w myślach. Zgraliśmy się jeszcze bardziej, jeszcze bardziej utwierdziliśmy się w przekonaniu, że razem możemy dokonać naprawdę wiele. Mimo niewyspania i stresu całe przedsięwzięcie okazało się niesamowitą frajdą. Frajdą, która przyniosła nam mnóstwo osobistej satysfakcji.





15 komentarzy :

  1. Przepraszam że pytam w takim miejscu, ale nie wiem jak inaczej mógłbym się upewnić że dostanie Pani wiadomość ode mnie.

    Parę dni temu jeden z koreańskich girlsbandów, Ladies' Code, miał wypadek w którym śmiertelne obrażenia odniosły dwie bardzo młode dziewczyny. Przy okazji tego wydarzenia dowiedziałem się że w Korei panuje dość przestarzała i dziwna kultura jazdy - podobno koreańczycy bardzo niechętnie zapinają pasy, jeżdżą nieostrożnie, a uzyskanie uprawnień jest bardzo łatwe przez co koreańskie drogi są bardzo niebezpieczne (zupełnie z innego powodu niż nasze, polskie). Czy mogłaby Pani jakoś się do tego odnieść?

    Jestem czytelnikiem Pani bloga od jakiegoś czasu, mam wrażenie że ten temat nie został jeszcze poruszony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Na podstawie moich doświadczeń muszę powiedzieć, że nie spotkałam Koreańczyka, który nie zapiąłby pasów na przednim siedzeniu - to mi się w Korei bardzo podoba. Oczywiście całkowiecie odrębnym tematem są taksówkarze, którzy często nie używają pasówi i jeżdżą jak wariaci. Na nich na pewno trzeba uważać. Niestety prawdą jest, że Koreańczycy raczej nie przestrzegajął reguł jazdy. Na drogach panują prawa "silniejszego", więc przechodzień to jednak ta strona, która musi uciekać przed nadjeżdząjącymi autami i to nawet kiedy ma zielone światło... Wypadek, o którym Pan wspomina to jednak zupełnie inna sprawa. Z tego, co donoszą gazety odpadło koło ciężarówki, która następnie wpadła w poślizg na deszczowej powierzchni i uderzyła w barierkę. :/

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź :)

      Tak, znam przebieg tego konkretnego wypadku z relacji różnych agencji, bardziej chodziło mi o ogół Korei. Dość często dochodzą informacje o wypadkach znanych osób w Korei, wtedy pojawiają się komentarze że koreańskie drogi mimo niezłej infrastruktury są bardzo niebezpieczne - głównie przez nierozważnych kierowców i pasażerów. Byłem ciekawy Pani doświadczeń i opinii na ten temat.

      Usuń
  2. Powodzenia! Widzę, że start jest dobry. :)
    Cieszę się, że razem z PWY się tak dobrze dogadujecie i wspólnie się wzięliście za bary z nowym projektem. Hmm... czyj to był właściwie pomysł? I jak to się ma do... yyy... jak to ująć? W sensie, że Koreańczycy nie miewają dodatkowej pracy, bo firma na to źle patrzy. Korpo nie krzywi się, że macie jeszcze coś dodatkowego, co zabiera kawałek waszych serc należnych firmom? Mam nadzieję, że nie.
    Ubawiłam się przy tym "chrapaniu na naturalnym lateksie". :D
    A biurko... biurko jak biurko. Ja swojego nie pokażę publicznie, chyba że najpierw je wysprzątam. ;) Na tę chwilę, jak tak patrzę, za nic nie nadawałoby się do prezentacji. ;)
    Pozdrawiam!
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł był wspólny, trudno powiedzieć kto wpadł na niego pierwszy. Właściwie zaczęliśmy rozmawiać w Cafe i jeszcze tego samego dnia zwiedziliśmy z 10 mieszkań. Moje książki, blog, guest house, pansori i inne rzeczy po pracy to oczywiście raczej tajemnica, którą nie dzielę się ze wszystkimi współpracownikami dokładnie z powodów, na jakieś Pani wskazuje. :)

      Usuń
  3. Pani Aniu, a ten Wasz Seoul BLISS'Inn to należy do Was? Czy wynajmujecie go i za 2 lata nie będzie już do Was należeć? Pytam się ponieważ za jakiś czas chciałbym przyjechać do Seulu i mam nadzieję, że Wasz Guest House nadal będzie istnieć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie wynajmujemy. Co dalej zdecydujemy po pierwszym roku działalności. Także proszę się na wszelki wypadek z przyjazdem pospieszyć. :-D :-D :-D.

      Usuń
  4. Pani Anno
    Czytam od kilkunastu dni Pani bloga, jeszcze nie dokończyłam wszystkich wpisów ale już mnie Pani zaraziła Koreą:-). Nie planuję na razie wizyty w Korei ale chciałam zacząć poznawanie od ...kuchni. Namierzyłam w Warszawie parę restauracji, z opisu wynika z serwują dania koreańskie. Proszę napisać jakie powinnam zamowić dania na 1-szy raz, takie typowe koreańskie , jak się nazywają itp...Chciałabym się trochę popisać jak już którąś odwiedzę:-) Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pierwszy raz polecałabym coś mniej pikantnego np. bibimbap, pierogi mandu (też jako przystawka), mandukuk, kalguksu, jabchae. Trochę pikantniejsze: kimchijiggae, sundubu. Powodzenia!

      Usuń
  5. Witam. Z góry przepraszam, że napiszę komentarz nie do końca na temat życia w Korei. Widzę jednak, że ten blog jest prawdziwą kopalnią wartościowych informacji i chciałbym poprosić Autorkę o podzielenie się ze mną swoją wiedzą.

    Zacznę od początku. Tuż przede mną matura. Jestem olimpijczykiem i mam wstęp praktycznie na wszystkie studia w Polsce. Moją największą pasją są języki obce, literatura i kulturoznawstwo. Chciałbym studiować koreanistykę równolegle z filologią polską lub prawem. Interesuje mnie kwestia szans na znalezienie pracy w zawodzie w Polsce po takich studiach. Napisała Pani pół roku temu obszerny wpis na temat szukania pracy w Korei. Ja jednak z powodu sytuacji rodzinnej musiałbym szukać zatrudnienia w Polsce. Chciałbym związać swoją przyszłość z językiem koreańskim.
    Moje pytania:
    1. Jaka jest szansa na znalezienie pracy w Polsce po dobrze ukończonej koreanistyce (oczywiście mam na myśli pracę w zawodzie)?
    2. Jakie inne studia ukończone razem z koreanistyką mogą zapewnić lepszą pracę?
    3. Czy w przypadku znalezienia pracy w Polsce zarobki są na zadowalającym poziomie, czy raczej w okolicach płacy minimalnej?

    Przepraszam za zawracanie Pani głowy i dziękuję z góry za odpowiedź. To dla mnie ważne, bo w internecie brakuje informacji na takie tematy.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, odpowiadając na Pana pytania:

      1. Do jakiegoś stopnia koreanistyka będzie plusem w Polsce w przypadku ubiegania się o pracę w firmie koreańskiej lub takiej, która dla Koreańczyków pracuje. Tutaj jednak na pewno zalecałabym połączenie tych studiów z czymś bardziej praktycznym (np. finanse, ekonomia, stosunki międzynarodowe). Nie jestem przekonana co do prawa, bo to zupełnie odmienny kierunek zawodowy i przyznam się, że nie wiem jak wygląda zatrudnienie prawników w firmach w Polsce. W Korei faktycznie jest wielu prawników korporacyjnych, ale ci muszą mieć zdany międzynarodowy egzamin zazwyczaj "NY bar". Praca, którą wykonują jest raczej ograniczona (przygotowywanie umów, współpraca z firmami prawniczymi itp.). Po koreanistyce można natomiast dobrze zarabiać pieniądze jako tłumacz przysięgły. Niektórzy ze znanych mi osób pracują dla organizacji pozarządowych (prawa człowieka w Korei Północnej), w ambasadzie itp. - ale to już są o wiele mniejsze zarobki.

      2. Tak jak wspomniałam - warto mieć w ręku coś konkretnego. Normalnie polecałabym jakiś techniczny kierunek, ale mam wrażenie, że jest Pan bardziej humanistą, więc może stosunki międzynarodowe z naciskiem na te gospodarcze (ja studiowałam MSGiP na SGH i wydaje mi się, że bardziej ekonomiczne/praktyczne podejście tutaj procentuje).

      3. To zależy, co Pan chce robić. Tłumacz przysięgły może zarabiać całkiem dobre pieniądze, ale to wiąże się ze zdobyciem bazy klientów itp. Prawdopodobnie trzeba byłoby pomyśleć nad przeprowadzką do Wrocławia, bo tam jest "zagłębie". W przypadku pracy dla firmy to zarobki na wejściu będą ponad przeciętną (ok. 5 tys.?), ale też nie jakoś szalenie wysokie (podobnie jeżeli będzie Pan pracował jako prawnik korporacyjny).

      Pozdrawiam i życzę trafnych wyborów!

      Usuń
  6. Dopytam jeszcze: szczególnie interesuje mnie połączenie prawa międzynarodowego z językiem koreańskim. Czy zna Pani jakieś osoby, które poszły tą drogą kariery?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest kilka takich osób w naszej firmie. To Koreańczycy urodzeni za granicą (a więc obcokrajowcy), którzy skończyli prawo, a język znają z przyczyn naturalnych. ;) W USA zdali oni NY bar i teraz są pracownikami firm jako prawnicy korporacyjni. Tak jak wspomniałam wcześniej jednak, nie wiem jakby wyglądało to w Polsce.

      Usuń
  7. Pani Anno, na Pani bloga trafiłem jakieś dwa lata temu, gdy dowiedziałem się, że będę służbowo leciał do Korei. Zacząłem wtedy szukać przydatnych informacji i ... znalazłem to miejsce w sieci. Później była książka, którą pochłonąłem w kilka dni. Zapewnia Pani bardzo dobre źródło informacji o tym dalekim kraju. Dodając do tego talent pisarski, wychodzi bardzo interesująca mieszanka. Powodzenia w nowym przedsięwzięciu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięuję bardzo za życzliwe słowa i za same życzenia. Również pozdrawiam. :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...