Koreańczycy charakteryzują się bardzo pragmatycznym
podejściem do życia. Każda żyjąca istota i każda rzecz martwa ma swoje
konkretne przeznaczenie, funkcję do spełnienia. Wszystko działa idealnie niczym
jeden organizm, jeżeli dana rola wykonywana jest według ogólnie przyjętych
zasad. Każde odstępstwo od reguły stanowi zagrożenie dla zdrowia organizmu i jako
takie traktowane jest jak wirus; błąd, którzy należy usunąć lub naprawić.
Podejście „plug & play” bez wątpienia przynosi efekty.
Korea w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat przeobraziła się z brzydkiego
kaczątka w śnieżnobiałego łabędzia nie tylko pod względem gospodarczym, ale
także i kulturowym. Trybiki wielkiego mechanizmu ciągle pracują według przyjętej
dyscypliny i na pewno Korea jeszcze nie jednym nas zadziwi.
Każdy medal ma jednak dwie strony. W dopiętej na ostatni
guzik organizacji życia, w skrupulatnym przywiązaniu do konkretów i reguł gubi
się gdzieś całe człowieczeństwo. W takim systemie nie ma miejsca na
niedociągnięcia, czy kontestację, które uczą przecież wyrozumiałości, kreatywności
i współpracy; które uczą empatii i emocjonalnej inteligencji.
Po jedenastu latach spędzonych w Korei uważam, że właśnie
kreatywność i emocjonalna inteligencja to pięta achillesowa Koreańczyków. Koreańczycy zmagają się z wyrażaniem swoich uczuć (a jeżeli już to ma to charakter nagłej eksplozji), ale także z ich odczytywaniem. Od dzieciństwa nauczani są myślenia według uporządkowanych ale zawsze szufladek, które przyduszają empatię i życiową pasję. Śmiem twierdzić, że w wielu wypadkach nawet współczucie, a także ta "życzliwość" ("jeong"), z której Koreańczycy są tak dumni to nic więcej jak wyuczone zachowanie. Dowody na to widzę każdego dnia i w pracy, i w życiu codziennym.
Niedalej jak wczoraj miałam kolejny przykład na to, jak bezwględnie (robotycznie?) racjonalni potrafią być Koreańczycy. Krew
w żyłach zmroził mi dochodzący z balkonu odgłos duszącego się człowieka.
Zmierzając z bijącym sercem w kierunku okna wyobrażałam sobie najgorsze – koreańskiego wisielca, któremu będę musiała jakoś pomóc. Spazmatyczne dyszenie jednak ustało, a ja nie
znalazłam niczego wskazującego na tragedię. Wieczorem podzieliłam się swoim doświadczeniem z PWY. Ten
po chwili namysłu zapytał, czy nie zauważyłam, że ostatnio w ogóle nie słychać
szczekania psa sąsiadów...
Po chwili oświeciło mnie. Właściciele zwierzaka poddali go operacji wycięcia strun głosowych, bo.. przeszkadzał innym mieszkańcom bloku.
Po chwili oświeciło mnie. Właściciele zwierzaka poddali go operacji wycięcia strun głosowych, bo.. przeszkadzał innym mieszkańcom bloku.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz