Zamykają za sobą drzwi z grobowo poważnymi minami. Truchtem
ustawiają się naprzeciwko. Jeden wydaje komendę, po której następuje
synchroniczny ukłon do pasa. Siadają w fotelach. Ręce oparte na kolanach,
wyprostowana sylwetka, twarz pozbawiona emocji. Nadszedł czas walki o wszystko,
albo nic. Czekają na pytania.
Po odsłuchaniu kilkudziesięciu książkowych „self-introduction”
oraz wyuczonych na pamięć, przepełnionych frazesami hymnów na cześć firmy, dla
której pracuję, zaczynam wierzyć, że DSME jest najwspanialszą
firmą na świecie („the best company in the world”)... i że
wszyscy młodzi Koreańczycy są zapaleńcami piłki nożnej („Do you know Park Ji Seong?” po raz trzydziesty czwarty; jeszcze
chwila i zacznę sobie rwać włosy z głowy...). Robi się markotno, nie pomaga
nawet stos ciastek i cukierków, ani tony darmowej kawy z kawiarni na dole.
Razem z Jasonem, Kanadyjczykiem, który tak jak ja został poproszony przez HR o
przesłuchanie ponad 400 kandydatów na stanowiska w naszej firmie, decydujemy
się zmienić taktykę. Kierujemy się jedynie własnym zdrowiem psychicznym, ale
rezultaty przekraczają nasze najśmielsze wyobrażenia.
Na początku doświadczamy różnych reakcji. Ci bardziej
spięci, którzy szczerze wierzą, że rozmowa kwalifikacyjna to walka o śmierć i
życie, dostają najczęściej nerwowych skurczów twarzy. Jakiś zdradziecki mięsień
pod okiem lub w okolicach ust zaczyna niekontrolowanie drgać denuncjując umysłowy
paraliż delikwenta (tzw. menbung / 멘붕). Są na skraju paniki
– na ich przypudrowane czoła wychodzi zimny pot, wzrok zmienia status z „pewnego”
na „rozlatany”. Inni z niedowierzaniem wpatrują się w nas trawiąc przez kilka
sekund pytanie, po czym wybuchają nerwowym chichotem. W obu przypadkach dajemy kandydatom
trochę czasu na dojście do siebie. Jak rodzice cierpliwie tłumaczymy, czego
oczekujemy, podajemy przykłady, stroimy żarty, dajemy w końcu 30 sekund do
namysłu. A zadanie jest przecież takie proste: chcemy, żeby opowiedzieli nam o
czymś, co uważają, za swoje największe osiągnięcie życiowe, coś z czego są
szczególnie dumni, lub coś co świadczy o ich ponadprzeciętności (temat piłki
nożnej jest zakazany, chyba że byli na piwie z Park Ji Seongiem). Domagamy się od nich niezwykłości, wyjścia poza szufladki
zapełnione po brzegi rupieciami z dobrych ocen, a to wprawia ich w widoczny
popłoch. Przynajmniej na początku.
Nasza dociekliwość konsekwentnie naoliwia z lekka zardzewiały już mechanizm skrzydeł. Z każdym kolejnym pytaniem skrzydła te rozwijają się zajmując coraz więcej miejsca. Kandydaci w końcu łapią wiatr i odlatują zapominając o właściwym celu swojej wizyty. Z rozgorączkowaniem opowiadają o swoim życiu, deklamują wiersze po japońsku, płynnie mówią po włosku lub chińsku („Pogoda jest piękna, ale ty jesteś dwa razy piękniejsza”), tańczą (breakdance, popping dance), lub uczą nas tańczyć (shuffle dance, moonwalk), śpiewają (Metallica, Michael Jackson, gospel, a nawet pansori), lub każą nam śpiewać (Janis Joplin), grają na wirtualnych bębnach lub w wirtualnego ping ponga (przegrywam...). A potem roześmiani, ale też trochę rozgoryczeni, że to już koniec („I could never imagine!”) wychodzą przyklepując zwichrzone piórka, z wypiekami na twarzy, potykając się o siebie. Pozbawieni kaftanu bezpieczeństwa zszytego z konwenansów. Nadzy i wspaniali.
Inżynierowie próbowali wytłumaczyć nam różnicę między "elasticity" i "plasiticity". Koncepcyjnie niestety nie podołali..., a przecież to względnie prosty koncept. |
A oto kilka przykładów śmietanki (być może kogoś one
zainspirują), z luźnym podziałem na kategorie:
1. Wolontariat
- odbudowa Haiti po tsunami razem z ojcem, właścicielem firmy budowlanej
- odbudowa wybrzeży Indii po tsunami, moralne wspieranie poszkodowanych w szpitalach
- budowanie wałów przeciwpowodziowych we Francji (dziewczyna)
- wiele przykładów pracy wolontarystycznej w ramach Habitat for Humanity
2. Praca
- 7 miesięcy w Kuwejcie przy budowie elektrowni w ramach stażu u naszej konkurencji
- staż w organizacji pozarządowej polegający na pracy badawczej na wysypiskach śmieci w Indiach, Turcji i Egipcie („It was smelly”)
- dowodzenie ruchem helikopterów z wieży kontrolnej
- rok opieki nad niemowlakami w żłobku (chłopak)
- zarządzanie renowacją motelu swoich rodziców („The toughest thing in my life”) – 5 pięter, 27 pokoi
3. Podróże
- 7 miesięcy w Kenii, dorabianie na podróż nauką matematyki i taekwondo w jednej z misjonarskich szkół
- podróż do Indii bez absolutnie żadnego przygotowania („I was too busy at school. I just took a plane.”) i 27-godzinny przejazd pociągiem w kierunku pustynii bez kropli wody, jedzenia lub pójścia do toalety („I had no idea it will take 27 hours...”)
4. Projekty
- projekt laski dla niewidomych z sensorem kierunkowym, który wysyła do prawego lub lewego ucha sygnał o przeszkodzie
- patent na zarządzanie zgubionym smartfonem; zdalnie można ściągnąc wszystkie dane, ale także zmieniać hasło dostępu do urządzenia, co skutecznie blokuje możliwość sprzedaży urządzenia przez złodzieja)
- papierowa łódź z kartonów mleka (od wewnątrz pudełka te mają wodoodporną powłokę) napędzana wiosłami z trzonów papierowych ręczników wypchanych papierem dla twardości – przepłynięcie nią rzeki Han
- oświetleniowe wskazywanie najbliższego miejsca do parkowania w wielkich marketach (pełna optymalizacja całego ruchu)
- producja filmu dokumentalnego na temat: „Gdzie podziewają się zwłoki gołębi?” – pytanie pozostało bez odpowiedzi
5. Kształtowanie
charakteru
- 7 miesięcy sprzątania toalet w Australii („It was terrible”), żeby zarobić na dwumiesięczną podróż po kontynencie
- 450-kilometrowy marsz wokoło Korei z 40-kilogramowym plecakiem (30km/dzień) („It was terrible”)
- 3 lata pracy na wózku widłowym w TESCO, żeby opłacić własne studia
- wyprawa na Annapurnę bez przewodnika lub bagażowych („I don’t really like mountains. I just wanted to check whether I can do it”)
- wyjazd do Nowej Zelandii w celu uzyskania inspiracji od byłego menedżera funduszy, który rzucił pracę i założył farmę strusi (decyzja o wyjeździe podjęta po zobaczeniu filmu dokumentalnego w telewizji)
- świetny angielski z kalifornijskim akcentem bez jednego nawet wyjazdu za granicę: samodzielna nauka przed lustrem – też gestykulacji i sposobu bycia – wszystko po to, żeby mieć dostęp do globalnej wiedzy na temat astrofizyki
- wyprawa rowerowa z Seulu do Seokcho przez góry Seoraksan: 9 godzin bez jednego zejścia z roweru („Last 3km on a hill were the worst. I thought I was dying”; „From that experience I know I can do anything”.)
6. Hobby
- audiofil: odlał sobie w gipsie formę ucha, żeby firma precyzyjnie dopasowała mu słuchawki
- dziewczyna trenująca 10 lat kendo („I usually win, also with boys, but they don’t know that I am a girl”)
- producent R&B: w następnym roku wydany zostanie jego pierwszy krążek
- inżynier-romantyk, który długopisem pisze listy do swojej dziewczyny i wysyła je pocztą; w wolnych chwilach lubi „piłowanie metalu” (nie starczyło nam już czasu, żeby dopytać się, co ma dokładnie na myśli)
Nie obyło się też bez sytuacji absurdalnych, kiedy to naprawdę ani ja, ani Jason, nie byliśmy w stanie zachować już powagi – po dziesiątkach rozmów jakaś zapadka w mózgu niebezpiecznie odchyla się w kierunku języczka „filuteria” i nic już nie można na to poradzić. Kilka razy naprzemiennie musieliśmy chować się pod stołem z powodu wstrząsających naszymi ciałami konwulsji śmiechu. Oto przykłady:
Pytanie: Do you know the name of Busan
mafia?
Odpowiedź: Ok.
Let me introduce myself.
Pytanie: How
do you relieve your stress?
Odpowiedź: I
have a girlfriend.
Pytanie: How
are you?
Odpowiedź: I am single.
Pytanie: What
was the highlight of your 7-month stay in England?
Odpowiedź: I
got my English name “James”.
Odpowiedź: Crap!! (dziewczyna miała na myśli, że jada się tam kraby, czyli
„crab”, a nie „crap”, czyli robi... kupę)
Doświadczenie, które miało być dla mnie drogą przez mękę,
dało mi mnóstwo pozytywnej energii. Koreańscy dwudziestoparolatkowie – przynajmniej
ci, których poznałam – to ludzie nieprzeciętni. Wystarczy tylko podłubać
chwilę, przebić się przez skorupę wystudiowanego formalizmu, a światło dzienne
ujrzy cała plejada niezłych charakterków. To ludzie, którzy jeżeli tylko
odpowiednio ukierunkowani, mogą podbić świat. Teraz rozumiem, jak wielka jest
między nimi konkurencja i cieszę się, że jestem już poza jej zasięgiem.
Przynajmniej na razie...
Bardzo przyjemny post! Niesamowite, ile można wykrzesać z człowieka... to faktycznie musiały być niesamowite emocje! Nie czuliście się trochę jak jurorzy w "Mam talent"? :)
OdpowiedzUsuńTrochę tak, szczególnie, kiedy śpiewali. Swoją drogą jeden z kandydatów przeszedł nawet pierwsze eliminacje do Superstar-K. ;)
UsuńPoczułam sie taka malutka... Sama nie wiem czy by na mnie nie wyszly 7 poty pod taka komisja rekrutacyjną ;))
OdpowiedzUsuńSwietny post!
W sumie to musiało być wesoło. Najbardziej rozbawił mnie fragment o mafii :D
OdpowiedzUsuńNiesamowite osiągnięcia, przeżycia, charaktery...Tacy ludzie rzeczywiście mają potencjał...Pewnie wybór nie był łatwy :)
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuń?
UsuńWłaśnie to samo chciałem napisać - " :( ". Ja sam pomimo tego, że jestem dopiero na początku ( I rok studiów) już czuje się malutki, czuje, że w starciu z takimi osobowościami, przegrałbym jak nic z kretesem! Tu należy postawić pytanie, właściwie III :
Usuń1. Co zrobić aby choć zbliżyć się do "pułapu" na jakim są ci ludzie?
2. W jakim mniej więcej wieku byli kandydaci?
3. Kiedy ci ludzie znaleźli czas na to wszystko pomimo tak napiętych i wymagających harmonogramów ( studia, szkoła, wymagania, zajęcia dodatkowe czy inne 'rzeczy', którymi są obarczani młodzi ludzie.)?
Post rzeczywiście inspiruje, zmusza do pracy nad sobą, do walki o siebie i innych aby być lepszym, cały czas lepszym. Dziękuję za pani niezmiernie za ten post! Inspiruje jak nic!
Heh :) myślę, że ci Koreańczycy przeżyli niezły szok. Na pewno nie spodziewali się, że rozmowa kwalifikacyjna może wyglądać w ten sposób. Będą ją zapewne bardzo długo wspominać, nieważne czy dostaną pracę, czy nie. A swoją drogą to jest niesamowite, że ludzie są tak zróżnicowani i fascynujący, że mają tak różne marzenia,zainteresowania czy talenty. Gdyby nie wasze niestandardowe podejście, to osoby z którymi mieliście do czynienia byłyby tylko kolejnymi numerami, kandydatami, ludźmi których musicie wysłuchać. I z dalszą kolejną osobą nie myślelibyście o niej, tylko o tym ile jeszcze ich zostało do końca. A tak mogliście poznać każdego indywidualnie, jako człowieka. To musiało być niezwykle ciekawe doświadczenie.
OdpowiedzUsuńrewelacyjny post
OdpowiedzUsuńI to sie nazywa ciekawe podejscie do rozmowy o prace, w koreanskiej korporacji zaczynajacej sie na "wezowa" litere w ktorej pracuje tak milo nie jest, za to na pierwszysch szkoleniach daja ksiazke "W Korei" wiec mozna sie zapoznac na starcie jak to wszystko wyglada :]
OdpowiedzUsuńJeszcze jedna głupia cipa z HR-ów. Zauważyliście, że działy kadr są opanowane przez panienki, które nie miały lepszego pomysłu na życie po tych swoich psychologiach, studiowanych z powodu własnych problemów osobowościowych lub jeszcze gorzej po "zarządzaniu i marketingu", "studiowanych" z powodu braku lepszego pomysłu, albo po jednym i drugim "studiowanym" z powodu przedłużających się poszukiwań męża. Paniusiu, to ci wyśmiewani ludzie pracują później na paniusi wypłatę. Wy jesteście w firmie, w gruncie rzeczy, tylko balastem.
OdpowiedzUsuńKutasie Anonimowy,
UsuńNie pracuję dla HR.
Zajmuję się projektami sprzedaży elektrownii gazowych i węglowych. Więcej na: http://www.linkedin.com/in/sawana
Myślę, że Ci ludzie dzięki tej rozmowie pomyślą inaczej o sobie, chociaż przez moment... to jest dla nich najcenniejsze, a Pani największa zasługa.
OdpowiedzUsuńMam parę pytań, jeżeli była by Pani tak życzliwa i w miarę możliwości udzieliła mi odpowiedz byłabym szalenie wdzięczna :)
Czy kobiety pracujące w jednostce naukowej np. na uniwerku mają szanse na karierę naukową?
Czy jest w ogóle możliwość założenia własnej działalności gospodarczej? ...przez kobietę?
@Ania B
OdpowiedzUsuńNa uniwerku? Mają. Miałem przyjemność uczestniczyć w zajęciach prowadzonych gościnnie przez panią prof. z uniwersysetu w Suwon, która odniosła spory sukces.
@Anonimowy
Co Ci nie tak w korporacji na wężową literę? U mnie rekrutacja przebiegała bardzo pozytywnie - krótko, do rzeczy, bez zbędnej pompy.
Jeśli jest jakaś konkurencja w ciężkim przemyśle a dokładnie w energetyce to na pewno Hyundai oraz Doosan jak jeszcze jest jakaś firma to czapka z głowy. Sam pobyt w Kuwejcie to nie taki wyczyn biorąc pod uwagę ze są bardziej nie przyjazne rejony gdzie buduję się elektrownie jak Irak Algieria czy Libia. Trzeb tylko wziąć pod uwagę że jego uposażenie na stażu nie było za wysokie...
OdpowiedzUsuńMożna wiedzieć ile ma Pani cm wzrostu ?
OdpowiedzUsuń172cm :)
Usuń