Koreańska konstytucja określa Kraj Porannego Spokoju jako
państwo pozbawione oficjalnej religii oraz zabrania głowie państwa wyróżniania którejkolwiek
z nich. Taki zapis nie dziwi w kraju, w którym dominują bezwyznaniowcy (46.5%)
a pozostała część narodu charakteryzuje się dosyć wysokim poziomem pluralizmu religijnego.
Źródło: Opracowanie własne na podstawie KOSIS
(Korea Statistical Information Service, 2005)
|
Źródło: Wikipedia |
Teoria teorią a jak to zwykle bywa praktyka wygląda
trochę inaczej. Od ponad dekady konflikt pomiędzy szybko rosnącą rzeszą
chrześcijan (szczególnie katolików) a buddystami nabiera rozmachu – dochodzi
nawet do aktów wandalizmu oraz podpaleń świątyń buddyjskich, choć ma to raczej
podłoże polityczne niż społeczne. Mówi się, że podczas wyborów prezydenckich w
2008 roku, które doprowadziły do władzy Lee Myeong Baka, bardzo dużą rolę
odegrała propaganda i finansowe wsparcie Kościoła protestanckiego (tutaj mała
adnotacja, że w Korei często mylnie stawia się równoważnik między
chrześcijaństwem i protestantyzmem, traktując katolicyzm jako osobne wyznanie).
Niektórzy zarzucają urzędującemu prezydentowi obstawienie najważniejszych
miejsc w rządzie w oparciu o rekomendacje pochodzące bezpośrednio od wspólnoty
chrześcijańskiej. Lee Myeong Bak dosyć wymownie zamanifestował swoją
przynależność religijną w roku 2011 klękajac na polecenie duchownych chrześcijańskich
w czasie „narodowej modlitwy”, czym wywołał ogromne oburzenie w większości
irreligijnego przecież społeczeństwa koreańskiego. Buddyści oskarżają administrację
Prezydenta Lee o celowe pomijanie świątyń buddyjskich w rządowych systemach informacyjnych,
ignorowanie postulatów zgłaszanych przez mniejszościowe ośrodki wyznaniowe przy
jednoczesnym faworyzowaniu społeczności chrześcijańskiej. Wobec powyższego Park Geun Hye, jedna z najważniejszych pretendentów do fotelu
prezydenckiego w grudniowych wyborach, dosyć dyplomatycznie podkreśla swoją bezwyznaniowość.
Tysiące lat temu Koreańczycy opierali swoją duchowość na
przesłaniach płynących z mitów oraz szamanizmie, który szczątkowo ciągle praktykowany
jest na wyspie Jeju, z niektórymi jego elementami obecnymi też w codziennym życiu
przeciętnego Koreańczyka (np. rytuał „gosa” lub wróżenie na
podstawie daty urodzin i imienia). Pierwszą postawą religijną w koreańskim
społeczeństwie był buddyzm, który przywędrował do Korei z Chin już w IV wieku. Religia
ta rozkwitała za panowania dynastii Silla (57 p.n.e.- 936) i Goryeo (936-1392),
natomiast okres jej świetności zaczął załamywać się z nadejściem dynastii
Jeoson (1392-1897), ponieważ nowa klasa rządząca stawiała buddyzm w opozycji do
konfucjanizmu, fundamentu filozoficznego, na którym opierała swoje rządy. Od
samych początków doktryna Konfucjusza była bardziej ideologią polityczną niż
luźną filozofią życiową i jako taka miała służyć określonym celom panującej
dynastii Joseon – stąd konfucjanizm koreański jest bardziej wyrazisty od swojej
czystej, chińskiej postaci rozumianej jako pewna myśl filozoficzna i często
mylony jest z religią. Za sprawą misjonarza z Chin, jeszcze za czasów dynastii
Joseon w XVII wieku, na Półwyspie pojawił się również katolicyzm. Wyznawcy tej
wiary byli bezlitośnie prześladowani przez rządzącą dynastię z powodu odmowy przeprowadzania
rytuałów związanych z kultem przodków, jednego z fundamentalnych nakazów konfucjanizmu.
W tym okresie wielu katolików straciło życie w obronie swojej wiary (w 1984 roku
za swoją męczeńską śmierć 103 osoby zostały kanonizowane przez Jana Pawła II).
Mniej więcej w tym samym czasie, bo w 1884 roku, do Korei zawitał też
protestantyzm (sukces w rozpowszechnianiu swojej religii odnieśli przede
wszystkim prezbiterianie). Ciekawa wydaje mi się też historia islamu w Korei.
Za okupacji japońskiej (1910-1945) Koreańczycy wysyłani byli do Mandżurii jako
przymusowi pracownicy skąd wracali nawróceni już na wiarę Allaha. Prawdziwy
przypływ islamu datuje się jednak na lata 70-te XX wieku, po tym, jak wojska
tureckie wkroczyły do Korei podczas wojny 1950-53 – już w roku 1970 powstał
meczet w Hannam-dong w Seulu, a obecnie społeczność muzułmańską ocenia się na
100 000 osób (plus 40 000 robotników z Bangladeszu i Pakistanu).
Tureccy żołnierze w Korei za czasów wojny koreańskiej 1950-1953 <Źródło> |
W ostatnich latach znaczenie chrześcijaństwa w Korei – a
w szczególności wiary katolickiej – konsekwentnie zwyżkuje. Koreańczycy zgodnie
uznają rolę protestantyzmu i katolicyzmu w rozwoju historii Korei: pierwszemu
przypisują organizację ruchu antyjapońskiego za czasów okupacji 1910-1945,
drugiemu wspieranie przemian demokratycznych w kilkadziesiąt lat temu.
Katolicyzm, wraz ze swoją diasporą koreańskich misjonarzy rozsianych po całym
świecie (Korea jest drugim po USA krajem z największą liczbą misji religijnych),
jest również powszechnie szanowaną religią za swoje zaangażowanie w akcje
dobroczynne, sprzyjanie międzywyznaniowej komunikacji oraz respektowanie koreańskiej
tradycji opartej na szamanizmie i konfucjanizmie.
Oczywiście nie da się tutaj nie wspomnieć o zupełnych
oszołomach, którzy cytują Biblię w metrze wrzeszcząc na cały głos (co jest irytujące
zwłaszcza o poranku), czy na rogu ulicy przez megafony strzelają wiarą w
przypadkowych przechodniów twierdząc, że jeżeli ci się natychmiast nie nawrócą
to czeka ich jedynie piekło. Mieszkańcy Korei notorycznie muszą borykać się z naganiaczami
wiary odwiedzających domy z garścią broszurek w dłoni – tego w Korei niestety
aż za dużo. Niektóre z ośrodków biorą na cel obcokrajowców oferując im nawet
pokaźną wspomogę finansową. Obecność cudzoziemców w szeregach danej religii lub
sekty demagogicznie interpretowana może być bowiem jako jej uniwersalność. Kościoły
protestanckie (te z żarzącymi się krwawo neonowymi krzyżami) i chrześcijańskie
obrastają w całkiem pokaźne zaplecze finansowe coraz bardziej wpływając na
politykę i gospodarkę kraju. Przynależność do kościoła przynosi też społeczną
akceptację, która w kolektywnym społeczeństwie jest jednym z podstawowych
fundamentów. Taka przynależność ma bardzo namacalny wymiar – wyznawcy mogą
liczyć na dofinansowanie zagranicznych wycieczek, pomoc w razie nieszczęśliwego
wypadku itd. Kościół w ten sposób zastępuje tradycyjną rolę, jaką do tej pory
wykonywały wielkie korporacje (jaebole) w stosunku do swoich pracowników.
No Jesus = Hell na Myeong-dong w Seulu
W Korei mnoży się od piorących mózgi sekt, wcieleń
Jezusa, mesjaszy, pomazańców bożych i tych, którzy Jezusa osobiście spotkali.
Wystarczy chyba, że wspomnę o sekcie Moon Sun Myeonga i jego Kościele
Zjednoczeniowy (Unification Church). Pana Moona Jezus zaszczycił podobno wizytą
w latach 30-tych zeszłego wieku nakazując mu kontynuowanie swojego dzieła. Tak
właśnie na rękach człowieka znikąd spoczęło uratowanie całego świata – Moon
mianował się Mesjaszem (w Kościele Zjednoczeniowym Jezus nie jest uznawany za
boga i stąd też nie można zaliczyć tego ruchu do religii chrześcijańskiej),
ojcem całej ludzkości (jego żona była matką całej ludzkości). Religia ta
trafiła na podatny grunt tuż po wojnie koreańskiej, kiedy to Koreańczycy
zastanawiali się nad powodami swojej tragicznej historii, a jej szczyt rozkwitu
to lata 70-te i 80-te XX wieku (wyznawcy dobrodusznie nazywani byli „Moonies”,
czyli „Munistami” lub „Moonistami”). Obecnie zwolenników tego ruchu liczy się w
setkach tysięcy w samej Korei i Japonii, z setkami milionów sympatyków na całym
świecie. Na fali swojej popularności Moon zbudował ogromne imperium inwestując
w przemysł chemiczny, farmaceutyczny, wydobywczy, a nawet zbrojeniowy –
wszystko to według agendy religijnej. W Waszyngtonie, gdzie miał ogromne
wpływy, założył „Washington Times”, a nawet zaproszony został do Senatu
(popierał Republikanów), gdzie wśród prominentnych senatorów oświadczył, że
rozmawiał z Józefem Stalinem i Adolfem Hitlerem. Ci, pod wpływem jego nauk,
znaleźli nową siłę, żeby zadośćuczynić za swoje uczynki... Moon zasłynął też z
masowego udzielania sakramentu małżeństwa. W 1995 roku za jednym pociągnięciem udzielił
ślubu 360 000 parom. Warto dodać, że wielu z małżonków widziało się wtedy po
raz pierwszy, a niektórzy z nich nie władali wspólnym językiem. Moon Sun Myeong
zmarł w wieku 92 lat we wrześniu 2012.
Richard Nixon and Moon Sun Myeong – Moon bronił Nixona
po aferze
„Watergate” twierdząc, że „Bóg kocha Nixona”.
<Źródło>
|
Religijny przekrój Korei to niesamowicie ciekawa macierz współistniejących
w harmonii religii, tradycyjnych wierzeń, myśli filozoficznej oraz
najróżniejszych sekt. Koreańczycy nie widzą sprzeczności w byciu
chrześcijaninem, odprawianiu szamanistycznych rytuałów, namiętnym czytaniu Talmudu, czy życiu
według konfucjonistycznych reguł. Bardzo często jest tak, że dzieci i rodzice
mają odmienne wyznania – decyzja o swojej przynależności w tym zakresie należy
od indywidualnych preferencji i w większości przypadków nikt takich wyborów nie
kwestionuje. Obiekty religijne Koreańczycy traktują raczej jako narodowe
dziedzictwo kulturowe niż miejsce konkurencyjnego kultu, który należy obchodzić
wielkim łukiem. Przywódcy religijni często spotykają się ze sobą, nawiązując
zdrowy dialog, a ci bez wyznania pozostawieni są samym sobie. Pod tym względem
od Korei możnaby się wiele nauczyć...
Poniżej zapraszam do odsłuchania odcinka audycji "Zakorkowani", której tematem jest duchowość Koreańczyków.
Poniżej zapraszam do odsłuchania odcinka audycji "Zakorkowani", której tematem jest duchowość Koreańczyków.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz