Przyjechał do nas szpital na kółkach. W audytorium poustawiano parawany, przytachano aparaturę, zaaranżowano stanowiska pracy i opracowano efektywny przepływ aspirantów. Obok budynku firmy zaparkował autobus, w którym odpalono urządzenia rentgenowskie. Lekarze różnych dziedzin wdziali swoje budzące respekt fartuchy, pospiesznie zamieszali w kubkach rozpuszczalną kawę i zaczęło się. Ultrasonografia narządów wewnętrznych, badanie wzroku, słuchu, zębów, pomiar gęstości kości, drożności żył, pobór ogromnych ilości krwi (mało nie zemdlalam w minutę po zabiegu) i skromniejszej ilości cieczy mniej szlachetnej (dosyć pociesznie wszyscy biegaliśmy z odkrytymi papierowymi kubeczkami w dłoni – takimi samymi, jak te od kawy). Na koniec pogadanka z lekarzem, ogólny pomiar ciała (wzrost, waga, procentowy udział wody, tkanki tłuszczowej, mięśni) oraz prześwietlenie klatki piersiowej.
Powyższe badania to przyjęty standard w większych koreańskich firmach. Niektóre korporacje oferują swoim pracownikom o wiele większy pakiet usług, które oceniane są na około 500 USD na osobę. Udać się już wtedy trzeba do szpitala na bardzo kompleksowe badania, włączając w to tomografię całego ciała, gastroskopię (zmorą Koreańczyków jest rak żołądka więc jest to dosyć standardowe badanie wykonywane z roku na rok) wykonywaną na żywca (zazwyczaj kobiety) lub po uśpieniu pigułkami (zazwyczaj mężczyźni), a nawet - jak ktoś ma już bardzo ochotę - kolonoskopię...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz