Święta Bożego Narodzenia w Korei są z oczywistych względów tradycją zupełnie niezrozumiałą. Świętowanie sprowadza się do picia piwa ze swoimi połowicami w wystrojonych migoczącymi lampkami knajpach. Od „codziennego” picia różni się ten okres jedynie tym, że niektóre pary zakładają na głowę czapeczki Świętego Mikołaja. Nikt niczego nie pichci, nikt nie przystraja stołu, nie ubiera choinki (kupuje się je plastikowe z przylepionymi już klejem, równie plastikowymi bombkami), nie wypatruje pierwszej gwiazdki, nie dzieli się opłatkiem, nie zasiada do uroczystej kolacji. Oprócz jednego dnia wolnego oraz fenomenalnie przystrojonego w różnorakie oświetlenia miasta, nie ma w tym okresie niczego wyjątkowego. Nawet pracuje się do późna. I tyle na temat Świąt Bożego Narodzenia w Korei.
Dla Koreańczyków najważniejszymi, spędzanymi z rodziną świętami jest Księżycowy Nowy Rok obchodzony zazwyczaj w lutym (설날, Seollal) oraz Dzień Dziękczynienia (추석, Chuseok), który wypada na przełomie września i października (oba święta ruchome). Na dwa tygodnie przed kalendarzowym końcem roku jednak, całą Koreę ogarnia alkoholowy szał mierzony w nadzwyczaj skoncentrowanej ilości rzygowin na chodnikach. Jest to okres, kiedy należy napić się z dawno nie widzianymi przyjaciółmi, kolegami ze szkoły, z wojska, z pracy, kuzynami, współpracownikami i partnerami w biznesie. Może nie „napić się”, a po prostu „upić się”. I to na umór. Sam Sylwester świętowany jest już spokojniej. Większość ludzi wychodzi na ulicę Jongno (종로), gdzie znajduje się wielki, tradycyjny dzwon - bosingak (보신각). Raz do roku, właśnie w Sylwestra, burmistrz miasta razem z innymi zasłużonymi wybija na nim ostatnie sekundy tego, co było*...
Wesołych Świąt i Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!
_____________________________
Sprostowanie: Jak się okazało bosingak nie wybija ostatnich sekund roku, a bije 33 razy (niesamowity, rozchodzący się wibrującym brzmieniem dźwięk) już po północy.