Po wielu latach obserwowania i życia pośród Koreańczyków
doszłam do wniosku, że współzawodnictwo to obecnie podstawa funkcjonowania tego
społeczeństwa. Dla osiągnięcia określonego celu Koreańczycy zdolni są do
niewyobrażalnych wyrzeczeń, walkę mają chyba we krwi. Trend ten zauważyć można
na uczelniach, w korporacjach, w biznesie, ale też i na co dzień np. w kolejce
do metra, kiedy Koreańczyk potrafi wykorzystać nawet sekundę zawahania, żeby
tylko wepchnąć się przed innego pasażera. Niestety zdarza się, że cecha ta,
stosowana automatycznie, bez żadnego pomyślunku, prowadzi do tragicznych
konsekwencji – podczas katastrofy feralnego promu „Sewol” Ochrona Wybrzeża wstrzymała
akcję ratunkową po to, żeby najpierw z pomocą mógł przyjść jej prywatny
kontraktor i na tym oczywiście zarobić. Być może, gdyby dopuszczono do akcji
akurat dostępne wtedy jednostki ratunkowe, udałoby się uratować większą liczbę
ludzi...
Rywalizacja przyjmuje szczególnie zaciekłe oblicze w
showbiznesie. W drodze do sukcesu młodzi Koreańczycy prawie że zaprzedają duszę
diabłu, żeby zabłysnąć na firmamencie koreańskich gwiazd. Od małego ciężko trenują,
poświęcając życie swojemu wyobrażeniu o sławie. W zamian za pięć minut rozgłosu
rezygnują ze swojej osobowości dostosowując się do komercjalnych wymogów rynku,
na których nieźle można zarobić – stąd w Korei raczej rzadko już można spotkać
niezależnych artystów przez duże „A”. Moimi faworytami w tej grupie są „LeeSSang”
(이쌍), Jung In (정인), Yoon Mi Rae (윤미래), czy „Jaurim” (자우림). Przepadam również za piosenką koreańską sprzed kilku dziesiątek lat – na
przykład twórczością Kim Kwang Seok (김광석), a w szczególności jego popularnym
utworem „Obudź się” („일어나”). Ogromną rolę w rozwoju
koreańskiej sceny muzycznej odegrał też „Seo Taiji” (서태지), ale to już raczej nie moje fale. Mimo tych naprawdę godnych uwagi
wyjątków, na współczesnej scenie artystycznej przeważają masowi celebryci,
którzy od czubka głowy po końce palców u nóg wystrojeni są w pióra i słowa
sprzedających dany wizerunek wytwórni. W ich twórczości nie ma żadnego
przekazu, zresztą to, co robią trudno nazwać twórczością skoro ktoś inny pisze
dla nich piosenki, przygotowuje oprawę muzyczną, uczy choreografii i stylizuje.
To nie twórcy, a odtwórcy. To już nie show, tylko biznes właśnie. A zarabia się
na ogłupionym, idącym na łatwiznę odbiorcy.
Presja pomiędzy potencjalnymi kandydatami na celebrytę
jest ogromna, bo konkurencja o łaskę rządzących tym rynkiem jest naprawdę bardzo
duża. Koreańczycy są niezwykle pracowici, ale też i ambitni, więc bardzo łatwo
jedną osobę zastąpić drugą. Jest w czym przebierać, co powoduje, że pozycja
negocjacyjna danego rekruta jest znikoma. Albo się dostosujesz, albo wypadasz z
gry. Młodzi ludzie nie mają pojęcia, kiedy powiedzieć „dość” i sobie, i swoim
opiekunom, co częściej niż na Zachodzie kończy się śmiercią samobójczą. Ludzie
nie wytrzymują psychicznie rywalizacji, a nawet jeżeli osiągną już sukces i mają
wszystko czego dusza zapragnie, nagle okazuje się, że nie wiedzą, kim naprawdę
są, bo takie przeszli pranie mózgu. Ich życie definiowane jest wsparciem fanów
i nakazami managerów. Ktoś napisze zły komentarz i przeżywają dramat życiowy.
Manager znajdzie nową kandydatkę na celebrytkę i nie wiadomo, co ze sobą od tej
pory zrobić – następuje kryzys tożsamości. Samobójstwa związane są nie tylko z
problemami natury duchowej, ale też i z wszechobecnym i – co gorsze – zorganizowanym
wykorzystywaniem seksualnym, znęcaniem psychicznym i fizyczną przemocą. Chyba
można zaryzykować porównanie showbiznesu w Korei do niewolnictwa w jego
nowoczesnej, bardziej zakamuflowanej formie. Przerażające jest to, że ludzie
sami proszą się o swoje złote klatki i że my, jako beztrosko klaszcząca w rytm
nowego klipu publiczność, na taki stan rzeczy przyzwalamy.
Uważam, że wielkie wytwórnie, takie jak w Korei, nie
odpowiadają już na popyt, a raczej ten popyt tworzą – jednolity, masowy, skomasowany
i niezywkle łatwy do kontroli. W Korei dopracowano to do perfekcji. Odbiorcy
wtłacza się jeden słuszny schemat tak sprytnie, że ten cieszy się jak dziecko i
podziwia podkładaną mu pod nos papkę (perfekcyjną, ale jednak papkę!), nawet
jeżeli nie za bardzo dany jest mu jakikolwiek wybór. Istny biznesowy
majstersztyk.
O szczegółach koreańskiego showbiznesu opowiadam z Leszkiem Moniuszko w audycji „Zakorkowani” – do odsłuchania poniżej:
Ciekawe. Będąc w Polsce np, takie zachowanie z pasażerem jak napisałaś, mogłoby być odebrane jako po prostu nieeleganckie czy wręcz chamskie. A w Korei jest inaczej. Ah te różnice kulturowe :)
OdpowiedzUsuńStarsze panie w seulskim metrze wpychają się na początek kolejki notorycznie. Z nudów, gdy takowa pani jest w pobliżu(a można je rozpoznać od razu) czasem stajemy z nosem przyklejonym do szklanych drzwi na peronie(część peronów jest oddzielona od torowiska szklaną ścianą) i wpychamy się nawzajem przed siebie(ja i Małżonka). Nie dajemy takiej ajummie po prostu szansy :D
OdpowiedzUsuńRaz mi się zdarzyło, że kasjerka na dworcu odmówiła takiej pani obsługi, mówiąc, że "ten pan był przed panią", ale to rzadkośc. Generalnie tradycyjny szacunek dla starszych w Korei objawia się tym, że pani torującej sobie łokciami drogę, ustępujesz miejsca, a przekleństwo zatrzymujesz na końcu języka :). Dopuszczalne jest wywrócenie oczami ;)
Pani Anno, uwielbiam Pani słownictwo.
OdpowiedzUsuńBitlesi i inne u nas już niemal archaiczne słowa. Miło się tego słucha.
Pan Leszek też zaszalał bogactwem słownictwa i metafor:)
Tak trzymać!
Mała uwaga (ale nie złośliwość)
'W każdym razie' lub 'bądź co bądź'.
Wersja 'w każdym bądź razie' jest obecnie stosowana nawet przez profesorów na mojej uczelni, jednak jest nie poprawna.
To moje "w każdym bądż razie" to prawdziwa bolączka... Staram się o tym pamiętać i im bardziej się staram, tym mniej pamiętam. :) Dziękuję za zwrócenie uwagi!. :)
UsuńCó, jeśli chodzi o koreańskie wytwórnie jest dokładnie tak, jak Pani napisała. Smutna prawda.
OdpowiedzUsuńAle jak sama Pani zauważyła, sami na to pozwalamy. Nie raz, nie bardzo rozumiem dlaczego jakaś gwiazdka K-popu zostaje skrytykowana za image jaki narzuciła jej wytwórnia, przecież to nie był jej własny pomysł. Myślę że Koreańczycy znają mechanizmy rządzące show-biznesem, więc skąd ta hipokryzja?
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego młodzi ludzie są tak zdeterminowani, że są w stanie spędzić w wytwórni kilka lat zanim zadebiutują (o ile w ogóle), wydaje mi się Korea to kraj możliwości i dla każdego znalazłoby się tam miejsce.