Na początku Korea była dla mnie źródłem niekończących się
zdziwień. Były to zdziwienia niewinne; luźne obserwacje młodej dziewczyny,
która odkrywała nowy świat bez większych konsekwencji dla własnego bytu. Żyłam
w Korei, ale jakby obok niej, w ochronnym kokonie otrzymywanego stypendium, cudzoziemskości i
słodkiej niewiedzy na temat prawdziwego oblicza tego kraju, opierając na tym
wszystkim swój własny niezależny świat. To były dwa bardzo inspirujące, ale też
i komfortowe lata.
Wszystko zmieniło się, kiedy po raz pierwszy przestąpiłam
próg koreańskiej korporacji. Mimo że w Korei mieszkałam już od dłuższego czasu,
to właśnie wtedy przeżyłam prawdziwy szok kulturowy. Z przyjaznego środowiska
akademickiego przeniesiona zostałam nagle do świata żelaznej hierarchii i wszystkiego,
co ona za sobą pociąga. Przeżyłam momenty ogromnej frustracji wywołanej męskim
szowinizmem uznawanym za normę w relacjach damsko-męskich, koreańskim
etnocentryzmem, trybem pracy w rytm konfucjonistycznych zasad czy w końcu
absurdami, w które nikt przy zdrowych zmysłach nie byłby w stanie uwierzyć.
Odnalezienie właściwego systemu nawigacji po tym niezwykle trudnym terenie
zabrało mi trochę czasu. Większość z moich stypendialnych przyjaciół i kolegów nie
wytrzymała już w przedbiegach i z westchnieniem ulgi powróciła do domu.
Po dziesięcicu latach doświadczenia w koreańskich
jaebolach nieskromnie wydaje mi się, że radzę sobie całkiem dobrze. Pomógł mi chyba
w tym przede wszystkim mój charakter, który w jakiś sposób współgra ze
wstrzemięźliwością emocjonalną i prostolinijnością Koreańczyków. Dzięki
pobytowi w Korei nauczyłam się też wstrzymywać się z szybkimi osądami i patrzeć
na świat z dużym dystansem i przymrużeniem oka; z humorem i otwartością
podchodzić do zachowań u nas traktowanych jako karygodne. Do wielu rzeczy na
pewno po prostu przyzwyczaiłam się, ale też i bez dopasowywania się do tych,
które wybitnie kłócą się z moją naturą. Na swojej drodze zawodowej spotkałam
najwspanialszych Koreańczyków, ale też i tych najbardziej twardogłowych. Ze
wszystkimi nauczyłam się bezkonfliktowo współpracować, rozumieć i do jakiegoś
stopnia tolerować ich pobudki. Mam również duże szczęście w uzyskiwaniu zaufania
Koreańczyków – wartości, którą obcokrajowców tak szczerze obdarowuje się bardzo
rzadko. Mimo to praca w koreańskim jaebolu jest dosyć dużym wyzwaniem i nawet
ja, po tylu latach, musiałam pozbyć się wielu złudzeń.
Wiele lat temu praktyczne informacje na temat korporacyjnej
kultury Koreańczyków były raczej skąpe, ale osobiście nie żałuję, że musiałam
doświadczać wszystkiego po raz pierwszy na własnej skórze. To była dla mnie
ogromna szkoła charakteru. Na pewno jednak łatwiej jest już zawczasu zdawać
sobie sprawę, czego można oczekiwać rzucając się w wir ścieżki zawodowej à la
Korea i w niektórych przypadkach świadomie oszczędzić sobie straconego czasu.
W poniżej załączonych rozmowach nagranych w ramach audycji „Zakorkowani”
razem z Leszkiem Moniuszko
opowiadamy o naszych doświadczeniach w koreańskich korporacjach, które mają na
celu pomóc świeżo upieczonemu rekrutowi w sprawniejszym poruszaniu się po
korytarzach koreańskiego jaebola.
W Korei wizytówkę podaję się przodem do rozmówcy podtrzymując ją dwiema rękami. |
Naszą rozmowę rozpoczynamy od ogólnych informacji
dotyczących rekrutacji w koreańskich firmach. Następnie przechodzimy do opisu
obozów przygotowawczych dla nowych pracowników. Tego rodzaju obozy, które
trwają od kilku tygodni do kilku miesięcy, mogą okazać się decydujące w
późniejszej karierze zawodowej – na podstawie swoich osiągnięć pracownik zostanie
bowiem przydzielony do danego działu lub grupy w firmie. Obozy takie na pewno
są też dosyć osobliwym doświadczeniem, ponieważ niektóre z nich swoją formą
przypominają pranie mózgów w stylu Korei Północnej.
W naszej audycji rozmawiamy również o zagadnieniach
praktycznych, takich jak punktualność, ubiór, ale też i omawiamy sposób
komunikacji z koreańskimi biznesmenami. Podejście Koreańczyków do omawianych
kwestii oraz biznesowy savoir-vivre bardzo różnią się od tego, do czego jesteśmy
przyzwyczajeni na Zachodzie – warto więc przygotować się już wcześniej.
Na koniec pierwszej części naszej audycji poruszamy również niezmiernie ważną kwestię jaką jest odpowiednie zwracanie się do przełożonych oraz osób na niższym szczeblu korporacyjnej drabiny. To prawdziwa plątanina tytułów i form grzecznościowych w związku z czym dla ułatwienia przygotowaliśmy poniższe tabelki – ze szczegółami omawiamy je w audycji.
Audycja „Koreańska
kultura korporacyjna (część 1)” od odsłuchania poniżej:
Mimo że koreańskie korporacje różnią się od siebie jeżeli chodzi o ich kulturę organizacyjną, w każdej z nich można zidentyfikować powtarzające się cechy wspólne. W drugiej części odcinka audycji o koreańskiej kulturze korporacyjnej rozmawiamy z Leszkiem o tym, czego można spodziewać się podczas oficjalnych spotkań oraz o tym, jak się z Koreańczykami negocjuje. Kontynuujemy również temat biznesowego savoir-vivre powszechnie praktykowanego wśród Koreańczyków.
Praca dla koreańskiego koncernu jest równoznaczna z
przynależnością do firmowej rodziny. Koreańskie przedsiębiorstwa potrafią
sponsorować edukację dzieci swoich pracowników, wspomagać finansowo ich pobyt w
szpitalu, czy dostarczyć zbiorowego zastrzyku pieniężnego z okazji ślubu lub
pogrzebu bliskich. Rolę, jaką odgrywa koreański jaebol w prywatnym życiu
Koreańczyka jest również niezmiernie ciekawym aspektem, który poruszamy w odcinku „Zakorkowanych”
załączonym poniżej.
Lwią część naszej audycji poświęcamy też firmowym
kolacjom, zwanym „hoesik” (wym. „hłesik”). Ze szczegółami omawiamy zasady picia
alkoholu; wyjaśniamy, co będzie dobrze widziane, a co może zostać uznane za
duże faux pas. Kolacje tego rodzaju to osobliwa i niezmiernie ważna część
biznesowej kultury charakterystycznej dla każdej koreańskiej firmy. Warto
wiedzieć więc to i owo.
Na koniec oboje z Leszkiem dzielimy się naszymi
osobistymi doświadczeniami z pracy w koreańskiej korporacji. Są to opisy
problemów, z jakimi obcokrajowcy muszą się borykać współpracując z
Koreańczykami, ale też i pikantne jak kimchi wycinki z codziennego dnia przy
biurku.
Audycja „Koreańska
kultura korporacyjna (część 2)” od odsłuchania poniżej:
No właśnie. Przydatne dla przedsiębiorców, ale taż dla osób indywidualnych.
OdpowiedzUsuńOoo, DSME :) Na ostatnim projekcie, na FPSO PSVM, w Angoli mielismy spora grupe panow w zoltych kaskach od Was :)
OdpowiedzUsuńCodziennie rano jak jeden maz cwiczyli na pokladzie, a ich pochowane zapasy soju byly niewyczerpywalne ;)
Świat jest mały 👷👷
UsuńRobi sie jeszcze ciekawiej- od Twojego wpisu o rozmowie kwalifikacyjnej(czytam calosc bloga, ale skokowo ;) , a w zasadzie od Twojej odpowiedzi anonimowemu k....wi, dotarlem do Sawany. I uswiadomilem sobie, ze na moim profilu stoje na zdjeciu w takim wlasnie zoltym DSME garnku :D
OdpowiedzUsuńMam pytanie odnosnie plywajacych elektrowni, bo zdajesz sie wiedziec wiecej niz ja na ten temat;)
OdpowiedzUsuńCzy fakt, iz unosza sie na wodzie ogranicza ich zasieg do miejsc/krajow, ktore maja dostep do morza, czy sa one tez przewidziane na wody srodladowe? Czytalem oTwojej implementacji w Halifaksie, tam akurat odpowiedz jest prosta.
Przepraszam za offtopic, ale ciekawi mnie ta technologia, jej wady i zalety.
Zakładam, że pytasz o elektrownie złożone na barkach. Tak naprawdę tego rodzaju elektrownie instalowane są tuż przy brzegu, rzadko kiedy montowane są w trybie "floating". Chodzi tutaj przede wszystkim o pewne ryzyko związane z warunkami atmosferycznymi, ale też i wpływem wibracji np. turbiny na całą konstrukcję. Takie ryzyko wpływa na rozpiętosć i koszt gwarancji. Dlatego też zazwyczaj dokuje się taką elektrownie przy brzegu osadzając ją i cementując na wcześniej przygotowanym podłożu. Tego rodzaju rozwiązanie stosuje się często w krajach, które nie mają infrastruktury lądowej (chociażby odpowiednio utwardzone drogi), żeby złożyć całą elektrownie na miejscu. Drugi powód to brak (lub wysoki koszt sprowadzenia) wykwalifikowanej siły roboczej, czy infrastruktury budowlanej (np. dźwigów etc.) do wzniesienia elektrowni.
UsuńTeoretycznie tego rodzaju elektrownia mogłaby być również przetransportowana wodami śródlądowymi, ale wymagałoby to na pewno trochę innego podejścia. Przede wszystkim elektrownia-barka zazwyczaj jest transportowana przez morza na specjalnym transporterze, więc nie ma własnego napędu. Rzeka musiałaby spełniać określone warunki, żeby taki transporter mógł się w ogółe na nią dostać Drugie rozwiazanie to oczywiście holowanie już na rzece, co z kolei wymagałoby jakiegoś rozwiązania pomiędzy. Teoretycznie więc wszystko jest możliwe, ale każdy projekt przyniesie na pewno trochę inne rozwiązanie ze względu na swoje specyficzne uwarunkowania.
Mam nadzieję, że udało mi się odpowiedzieć na Twoje pytanie. :)
Dziekuje! Anglojezyczna czesc Waszej strony jest dosc ogolnikowa, a hangul u mnie na etapie wczesnym ;)
OdpowiedzUsuńWidzialem w UK plywajace wiezienia na przyklad i intrygowalo mnie, czy taki BMPP sie bedzie unosil, a tu prosze, fundamenty.
Urzadzenia do sekwestracji CO2 tez od Was? Czy od podwykonawcy?
O zastosowaniu wylapanego CO2 w gornictwie naftowym to wiem, wstrzykuje sie toto w zloza, zeby podniesc wewnetrzne cisnienie, ciekawe czy ktos kiedys znajdzie inne, ekonomicznie czy srodowiskowo uzasadnione rozwiazanie.
Na takim "specjalnym transporterze", czyli po mojemu heavy lift vessel, mialem okazje sie przejechac, z Singapuru do Namibii.
Nudzic w swojej pracy to Ty sie nie nudzisz na pewno. Nie zebym sam narzekal na nude, ale zazdraszczam(budujaco, nie zawistnie ;) wyzwan i mozliwosci.
Mam pytanie odnośnie zwracania się przez osobę niższą rangą. Nie wiem czy dobrze rozumiem, ale osoba niższa rangą zwraca się tylko poprzez nazwę stanowiska + 님? bez nazwiska? czy tak jak w przykładzie z nazwiskiem??
OdpowiedzUsuńMam pytanie odnośnie zwracania do osób wyższych rangą się prze osoby niższe rangą. "Przykłady" podane są w nieco inny sposób niż "sposobie bezpośredniego..." i chyba trochę się zamotałam :)
OdpowiedzUsuńZwracając się do osoby na wyższym szczeblu używam nazwisko+ stanowisko+ 님 czy tylko stanowisko+ 님??
mam nadzieję, że komentarz się nie zdublował, bo wyskoczył mi jakiś błąd przy logowaniu :)
Osoba niższa rangą bezpośrednio zwracając się do osoby wyższej rangą zazwyczaj używa tytułu + 님, czyli np. "과장님, mogłaby Pani sprawdzić mój raport?". Ale kiedy mówimy o osobie wyższej rangą w sposób pośredni, to używamy nazwisko + tytuł + 님, czyli np. "안과장님 mówiła dzisiaj na spotkaniu bardzo mądre rzeczy".
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ;) teraz już rozumiem :)
Usuńco pani studiowala, jesli mozna wiedziec?
OdpowiedzUsuńStosunki międzynarodowe, Unia Europejska, handel międzynarodowy.
Usuń