Za oknem deszcz. I jakoś tak żółtawo. Wszyscy przyciskają się do parasoli bardziej kurczowo niż zazwyczaj – to w obawie przed kroplami nasiąkniętymi napromieniowanym opadem z Japonii. Większość Koreańczyków podejrzewa, że ich rząd prawdy o skali skażenia nie ujawnia, bo i tak nie jest przygotowany do wdrożenia jakichkolwiek środków zaradczych. I tak wszyscy w pracy zgodnie popijamy chryzantemową herbatkę, która podobno ma chronić nasze wystawione na próbę tarczyce. I trwamy w oczekiwaniu spod oka obserwując świat za zwilżonym oknem.
W Korei prawie 45% konsumowanej energii elektrycznej pochodzi z elektrowni nuklearnych, które stanowią ok. 30% całkowitej mocy energetycznej kraju (17.5GWe). Reaktory znajdują są głównie na południu w trzech lokalizacjach oraz w Uljin na wschodzie Korei. Uljin leży najbliżej Seulu (ok. 225 km w linii prostej), a najstarszy wybudowany tam reaktor ma już 23 lata (1988). Elektrownia Kori na obrzeżach Gijang (okolice drugiego największego miasta w Korei – Busan) posiada najstarszy reaktor oddany do eksploatacji – pochodzi on z roku 1978. Od roku 2007 wdrażany jest bardzo ambitny plan rozwoju energetyki jądrowej poprzez zwiększanie mocy w każdej z czterech elektrowni.
Jednym z tematów small talk z naszymi zagranicznymi partnerami biznesowymi jest oczywiście kwestia Fukushimy i wpływu wydarzeń w Japonii na to, co dzieje się w Korei. I faktycznie – koreański rząd stanął na wysokości zadania i zaproponował swojemu sąsiadowi rekordową jak do tej pory pomoc finansową oraz wysłał morze wszelakiej pomocy humanitarnej. Nakazał również gruntowną inspekcję każdej z rodzimych elektrowni atomowych. Te, które nie spełniają norm będą musiały poddać się odpowiednim zabiegom odmładzającym; dopuszcza się nawet możliwość rozpoczęcia długoletniego procesu wygaszania tych najstarszych. Prawdopodobnie sytuacja również wymusi na rządzących opracowanie planu na wypadek nuklearnej katastrofy (a nam się tymczasem chryzantemowa herbatka powoli kończy...). Jednym słowem dzieją się sprawy ważkie, w jakiś sposób mające wpływ na miliony ludzi.
Tymczasem moi przełożeni na pytanie o konsekwencje nieszczęśliwych wypadków w Japonii z rozbrajającą szczerością odpowiadają, że dostawy niektórych komponentów z Japonii niestety ulegną opóźnieniu, co bardzo negatywnie wpłynąć może na harmonogram prac w naszej stoczni. To ogromne zmartwienie! Zdarzyło się to już trzy razy i dodam, że akurat moje projekty aż tak wiele ze stocznią wspólnego nie mają więc o rozbieżną interpretację klauzuli force majeure na pewno nie chodziło...