Czuję się jak we śnie. Nie mogę się skoncentrować, wejść w swój zwykły tryb zdyscyplinowanej zaradności. Pozwalam czasowi przepływać przez palce, nie myślę o jutrze, obserwuję jakbym była niewidzialnym duchem odwiedzającym na chwilę świat. Przemierzam wolno ulice pełne rozłożystych zielonych drzew. Wdycham ich zapach, słucham wiatru dokazującego na ich gałęziach. Mrużę oczy od blasku słońca i niebieskiego nieba. Mijam pary nastolatków obściskujące się w bramach zmurszałych domów, nastolatków pijących w rewolcie swoje pierwsze piwa, młodzieńca z satysfakcją sikającego prężnym łukiem. A ma pani może złotóweczkę na wódeczkę? A może papierosa przynajmniej?
Korea jest daleko. To ona teraz jest jakaś nieznajoma, niepojęta, niemożliwa. Dopiero tutaj, w Polsce, czuję się prawdziwie zmęczona. Dopiero tutaj zdaję sobie sprawę, jak szybko tam żyję, jak bardzo na opak i bez wytchnienia.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz