Dual Realities


Weekend 2006.11.25: Seoul Museum of Arts – wystawa Dual Realities 



Zajrzeć do środka i znaleźć to właśnie. Dziecko. Nie to co robi niekontrolowanie w majtki. Takie, dla którego wszystko jest stanowczo czarne. Lub tylko białe.




Biel wżynająca się piętnem w czerń. Czerń czule otulająca biel. Zależy od wiatru i okna. Precyzyjnie wtedy i tam.




Odmęty nieobecnej pustki w zatrzymanym czasie. Nikną, gdy byt przekreśla harmonię. W wiecznej pogoni samotność.




Przestrzeń betonu murem w zawodzącym wietrze. Szum morza bez widoku. Kotłujące się szarości w środku. Wolne kroki męskich butów echem podkówek. Tuż przy uchu.




Szum. Zawodzące filtry wypaczają wynik. Zbyt mało zamiast w sam raz. Głód informacji krytycznych.




Koło zamachem powtarza schematy. Nikt nie napisał księgi życia. Choć w kółko to samo.




Utrwalone chwile co sekundę. Ręcznie co pół godziny na świstkach papieru. Koło zamachowe wdrażania w życie. Czasem.




Jeden oddech wprawiający w wir zamieszanie. Jeden do dwunastu. Teoria chaosu zakorzeniona w szarości.




Kalejdoskop pytań. Zmieniających się jak mechaniczne ściany sześcianu. Co przebudzenie. Odpowiedzi brak. 




Wyrwany kęs twierdzy. A za nią następna. Czarna i biała. Z błękitnym niebem ponad głęboko schowaną. Szarym w momentach prawdy.




Czekam cierpliwie. Razy dwa. Na znak oskrobanego z przyzwoitości kierunku. Przylegam niepostrzeżenie do tu i teraz. Zarastająca grubą pajęczyną niewidzialnych nitek.




Labirynt miejsca w powijakach. Biel trzymana w ryzach czernią. Odetchnąć uciekającym czasem.




Czas. Luty. Dziesiąty na przykład. Roku 2007. Krzywy sik do męskiego pisuaru. Ten na poduszce chce spędzić naszą jego resztę ze mną.




Szarada elementów czasu w życie. Środek pomrukujący niezdecydowaną bielą. Bo lekko zabrudzoną. Szarością.




Przestrzeń podzielona przez czas. Na małe kwadraciki. Takie same a inne bo nie wtedy. Powtórka z układanki.




Wpasować się w swoje miejsce i czas. Ze ściekającym suto miodem. Uszczęśliwiając wszystkich. W tylko jednym polu.




Narysowań kontur z pamięci. Mieć nadzieję, że kształt sprosta. Gdy tykający sekundnik wybije nadchodzący czas.




Bo wszystko zależy od środka. Jelit krzyczących stanowczo czarno. Lub tylko bielą.




Na czas kolejny. Być może pozostały. Butelki Tsingtao porozrzucane przez kobietę z państwa środka. Tak.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...