No i stało się. Moja pierwsza podróż służbowa w Rosji ukoronowana została wizytą w teatrze Bolszoj i Jeziorem Łabędzim. Nieważne, że już czwarty dzień spędzałam w tym samym garniturze (musiałam przedłużyć pobyt) i nieważne, że bilety potwierdzono na godzinę przed przedstawieniem. Ważna jest Sztuka.
Pamiętam, kiedy byłam mała, moi rodzice zamykali drzwi mojego pokoju i puszczali mi płytę analogową z Czajkowskim do snu. Muzyka była tak przejmująca, że nigdy nie mogłam zasnąć. Ciąglę pamiętam niebiesko-białą okładkę płyty, świeżość wykrochmalonej pościeli, czystość pokoju i bezpieczeństwo, które czułam całą sobą.
Gdy orkiestra zaczęła wygrywać pierwsze akordy, łzy stanęły mi w oczach. Przypomniały mi się te niewinne uczucia zimowych wieczorów tuż przed snem, kiedy byłam dzieckiem. Poczułam się jak tamta mała dziewczynka zakopana w kołdrę po samą brodę. Dziewczynka, która zastanawia się, jak będzie wyglądała Przyszłość.
Tym razem Odetta rzuciła się w odmęty wody... Przyszłości według niej nie było.